Mimo, że córka najpóźniej* zaczęła mówić "mama" tak już od początku zorientowała się, że wystarczy powiedzieć to magiczne słowo i mama wymięknie. I matka wymięka. Chociaż córka zbije dzbanek i wyleje na siebie z niego wodę, chociaż wdrapie się na wc, chociaż wywrócony do góry fotel obrotowy postawi nogi i wejdzie po nim na stół, chociaż.... i tak bym mogła wymieniać i wymieniać...Wystarczy, że wlepi we mnie te swoje brązowe oczka i powie "
mama".
No nie da się, po prostu nie da się gniewać, złościć ;) Taką to magiczną moc ma "mama" :)
*najpóźniej, bo wcześniej już było tata, mniam, nie ma, a na mamę musiałam trochę poczekać ;) nie liczę oczywiście "mamaamamama" w czasie gaworzenia, chociaż wtedy po raz pierwszy usłyszane "mamamama"również sprawiało, że się mi ciepło na sercu robiło :)
A skoro o słowach mowa to słownik mojej małej(16m skończone) obejmuje póki co:
mniam - to było jej pierwsze słowo, które jakoś po skończonym 7m zaczęła powtarzać i powtarza do tej pory, cały dzień, od rana do wieczora ilekroć zobaczy na horyzoncie coś do jedzenia :D
mama,
tata,
nie ma,
ta, które już pomału ewoluuje w poprawne tak,
nie,
da,
to, to wskazując na to, co chce dostać
i parę innych dwu-lub więcej sylabowców, których nie do końca nawet rozumiem ;)
Dopiero się rozkręcamy jak widać, jednak z każdym dniem rozumiemy się z córeczką coraz lepiej. I wcale nie potrzeba do tego wielu słów ;)
Mooonik :)