"Pozwól dzieciom błądzić i radośnie dążyć do poprawy." J.K.

niedziela, 29 września 2013

Moje pierwsze DIY ;)

        Mam taką koleżankę. Bardzo zdolną koleżankę. Ile razy do niej zaglądam jestem pod wrażeniem jej pomysłów, zachwycona jej dziełami. I już w zeszłym roku planowałam coś od niej zgapić :D ale ostatecznie stwierdziłam, że nie wykorzystam pomysłu tak jak bym chciała. I przypomniałam sobie ostatnio o tej rzeczy. Szybcikiem weszłam na bloga znajomej, odnalazłam pożądaną rzecz i udałam się do SH w celu poszukiwań odpowiedniego materiału. I w ten właśnie sposób Daga przyczyniła się do popełnienia przeze mnie mojego pierwszego DIY ;)

Tadam, fanfary i inne takie takie :D

Oto czapeczka, getry i tuniczka dla Isi :D



 

  

Koszt - sukienka z SH 3,30zł plus jakieś półtorej godziny pracy (myślę, że bez dziecka trochę szybciej by to poszło ;) )


A gdybyście chciały same coś takiego zrobić odsyłam tutaj http://daget-art.blogspot.com/2012/10/357-krasnoludki-sa-wsrod-nas.html
I polecam zajrzeć na pozostałe cudeńka jakie Daga tworzy :)



Mooonik :)


p.s. nie jest to post sponsorowany przez Daget ani nic. Ja po prostu jestem wielką fanką jej cudeniek :)


czwartek, 26 września 2013

jest

Jest wysypka!

Dziękujemy za wszystkie kciuki i życzenia zdrowia :*
Śpieszę donieść, że tajemnicza gorączka okazała się niczym innym(na szczęście) jak trzydniówką. Tadam! Wysypka pokazała się dziś wieczorem :) Tym sposobem mała przeszła drugą trzydniówkę i mam nadzieję, że ostatnią ;)



A teraz coś Wam opowiem.

Mamy z mężem taki zwyczaj, że do obiadu ogladamy jakiś serial, a ponieważ nie mamy TV robimy to na kompie. I dziś nie było inaczej. Isia już skończyła jeść, my pomału kończymy, serial trwa.
Aktorzy mówią : "bla,bla,bla,bla .... wiedziałam, że pokazała bimbały, żeby dostać tę pracę!...bla, bla, bla.. "
Isiek z drugiego końca pokoju - 'bimbamy! bimbamy!' i w śmiech.
My również :D
Tak się jej to słowo spodobało, że powtarzała je później do końca dnia ;)


Mooonik :)


środa, 25 września 2013

gorączka

         W poniedziałek nad ranem Isia przebudziła się wołając wody. Mąż podnosząc ją do góry wyczuł, że jest dziwnie ciepła - sprawdziliśmy - 38,6.

Oho, co się dzieje?

Podaliśmy paracetamol i pospaliśmy jeszcze do 8. Po wstaniu okazało się, że gorączka wróciła i od nowa 38,7. Podałam ibufen(bo od podania paracetamolu nie minęło wymagane 6h). Po podaniu syropu temp spadła i mała bawiła się, i dokazywała jak gdyby nigdy nic. Po południowym spaniu wstała znowu rozpalona plus jako atrakcja dodatkowa wystąpiły wymioty. Niewiele myśląc telefon do przychodni, czy ktoś nas dziś może jeszcze przyjąć. Miła pani powiedziała mi, że przyjmuje jeden lekarz i przez 2h dyżuru, które mu zostały ma zapisanych jeszcze 22(!!) dzieci. Cycki mi opadły po prostu... Porozmawiałam z panią chwilę, przedstawiłam jej jaka sytuacja, dostałam adresy dwóch przychodni pełniących dyżury całodobowe, a na koniec życzenia zdrowa dla córki ;)

Na szczęście syrop zadziałał i po córce znowu nie było widać śladów jakiejkolwiek choroby, aż do 19 gdzie zaczęła się pokładać, bardzo marudzić i okazało się, że temp wzrosła do 39,6. To już nie żarty. Od razy syrop w ruch i chłodne okłady na czoło. Dopiero po godzinie temp delikatnie zaczęła spadać, a córka odzyskała siły. Położyliśmy ją do spania. Nad ranem okazało się, że znowu jest 38,6 więc daliśmy syrop. Wczoraj sytuacja podobna, czyli ciąg temp-syrop-spadek temp powtarzał się jak w poniedziałek. Za to na wieczór ani w nocy gorączka nie wystąpiła. Tak jak i dziś.

Powie mi ktoś co to za tajemnicza gorączka i skąd się wzięła??
Z mężem obstawiamy zęby. Bo i kupy brzydkie, bardzo brzydkie. I apetyt słaby, bardzo słaby jak na naszego głodomorka. A na górnych trójkach widać gule wielkie...
Choć może to i 3dniówka? Przy poprzedniej 3dniówce tak właśnie to wyglądało, tyle że gorączka trwała 3 dni i dochodziła do 40st. Jakby co to jutro powinna wyjść wysypka. Zobaczymy.
Tymczasem mam nadzieję, że wysoka temp już nie wróci. Trzymajcie kciuki.


Mooonik :)


p.s.
Jednak największą niespodzianką ostatnich dni okazał się kleszcz u mnie. Mówię Wam czary jakieś, bo dwa dni z domu nie wychodziłam, a dziś mąż mi znalazł na plecach pod stanikiem malutkiego kleszcza tyle co wbitego. Skąd? Jak? Myślicie, że mógł przetrwać gdzieś na ubraniach 3 doby? W niedzielę byliśmy na grzybach, to jedyna możliwość gdzie mógł się przyplątać. No chyba, że z psa przeszedł na mnie?


sobota, 21 września 2013

zebrane

'moziesz'

Ubieramy się na spacer, złapałam małą do góry i mówię - 'kocham cię'. Ona w śmiech i mi odpowiada - 'moziesz' :D

Zbliżamy się do przejścia przez ulicę, podaje mi wózek i mówi 'moziesz', po czym podaje mi rączkę i idziemy na drugą stronę.

Przed wyjściem na spacer jak nie może sobie poradzić z założeniem butów, przychodzi do mnie, podaje buty i mówi 'moziesz' :D

'siama'

Od jakiegoś czasu mała ma etap 'siama' i wszędzie, wszystko chce i robi  sama. Najśmieszniej w sklepie jak ładuje zakupy do koszyka i to co może sięgnąć z łatwością to jest ok, za to jak coś ja muszę z wyższej półki podać to stanie przy mnie, zadziera głowę wysoko i krzyczy na pół sklepu 'siama!siama!'


'bozia'

Co dzień na spacerze musimy zrobić przejście koło kościoła, powiedzieć 'ameń' i iść dalej.
Dziś przy południowym spacerze przechodziłyśmy koło cmentarza(mniej więcej w środku osiedla jest położony cmentarz, a za jego ogrodzeniem mały park, alejki i dużo kasztanów ;) ) gdzie odbywał się pogrzeb. Kiedy organista zaczął grać, mała rozgląda się, od razu pyta 'ciotojeś' po czym z wielką radością krzyczy 'bozia!'. Potwierdziłam, że tak to msza jest niedaleko, po czym mała kminiąc w główce padła na kolana i krzyknęła 'ameń!'. Mina pana nas mijającego - bezcenna :D



A na koniec info dla mam z Krakowa.

W następną sobotę 28.09 w Futura Parku w Modlniczce odbędzie się inspekcja fotelików samochodowych. Oczywiście za free. Można umówić się na sprawdzenie tego czy dobrze mamy zamontowany fotelik w aucie i czy dobrze zapinamy pasu dziecku. Więcej info na stronie : http://inspekcje-fotelikow.pl/.
My zapisani bylismy w zeszłym roku, niestety choroba małej uniemożliwiła udział. Mam nadzieję, że tym razem się uda.


Mooonik :)

p.s. córeczko z twoim przyzwoleniem czy bez i tak będę cię kochać :*

piątek, 13 września 2013

w czasie deszczu...

... dzieci nie muszą się nudzić.

Mogą np. malować farbkami. Takimi specjalnymi do malowania rączkami. Jako, że ranek dzisiejszy był bardzo brzydki i deszczowy, wyciągnęłam farby i Isia malowała
 najpierw odciski
 później motylek
i pszczółki lub inaczej 'bzzziiii'
po prawej moja pszczółka, po lewej córki. całkiem podobna prawda? ;)
były jeszcze rybki, ale gdzieś zaginęły chyba przy sprzątaniu.


Jednak największa frajda była gdy wsadziłam małą do wanny i pozwoliłam tymi umorusanymi rączkami maziać po płytkach ;)



A na koniec pokażę Wam co w krakowskiej trawie piszczy ;)




i oddalam się pod ciepły kocyk z filiżanką ciepłej herbaty...


Mooonik :)



piątek, 6 września 2013

kultura przede wszystkim ;)

Scenka w kuchni.

Mała chce przejść jednak między nogami plącze się psiak. Co ona na bok, to i on na bok, jak ona w drugą stronę to i on w drugą stronę. Znacie to? ;) I mała w końcu się zatrzymała, popatrzyła z góry na psa i mówi do niego "pasiam!"(przepraszam). Po czym wykorzystując chwilowe zatrzymanie psa(pewnie w szoku był ;)) przeszła i udała się w swoją stronę.

Scenka w pokoju.

Isia siedzi w pokoju układa puzzle. Widzę, że coś jej nie idzie, więc pytam czy jej pomóc. Chwila namysłu i odpowiedź - "moziesz" 
:D

Scenka na spacerze.

Idziemy chodnikiem wzdłuż bloku, mała prowadzi swój wózek z lalą. Z naprzeciwka idzie pani. Isia widząc ją, z daleka już odsuwa się na bok mówiąc "odej", a kiedy pani zbliża się do nas  mówi "plosie" :D Po czym jak pani przeszła, ona też wzięła wózek i poszła dalej.

No serio Wam mówię, rozwala mnie to dziewczę :D

A jakby mało było to zaczęła wołać - "cio to jeś" wcześniej było samo "cio to", natomiast teraz dołączyła "jeś" i brzmi to przekomicznie jak tak idzie co chwilę pyta "cio to jeś" na każdą, każdą rzecz ;)


Mooonik :)





niedziela, 1 września 2013

przemyślenia, decyzje, rozmyślania i wahania ...

      Od jakiegoś czasu rozglądamy się za jakimś gniazdkiem dla nas. Jeździmy, oglądamy, szukamy ogłoszeń w internecie, rozwieszamy info na słupach w małych miejscowościach itp. Czasem ktoś zadzwoni, ktoś napisze. Że ma domek, że ma mieszkanie, działkę. Niestety po przyjechaniu na miejsce okazuje się, że domek pamięta czasy sprzed 1szej wojny światowej, remont w mieszkaniu wyniósłby drugie tyle co właściciel sobie woła, a działka na środku ma słup energetyczny.
     
      Na samym początku poszukiwań oglądaliśmy pewne mieszkanie jakieś 20 kilka km od Krakowa. 3 pokoje, kuchnia, łazienka, wielki przedpokój i jeszcze jedno pomieszczenie z przeznaczeniem na składzik rzeczy niepotrzebnych. Wtedy cena okazała się jednak zaporowa. Przypadkiem w ostatnich dniach natknęliśmy się na ogłoszenie dotyczącego tego mieszkania z niższą niż wcześniej ceną. Sporo niższą. Można by powiedzieć, że odpowiadającą naszej kieszeni i budżetowi. I wszystko byłoby super gdyby nie jedna rzecz. Mieszkanie to jest na wsi. Takiej 'wsi spokojna, wsi wesoła' z wiersza J. Kochanowskiego. Jest to mały 2-piętrowy blok z 6 mieszkaniami.

      I tu pojawiają się wątpliwości. Moje głównie. Czy umiałabym mieszkać na wsi? Jestem typowym mieszczuchem, nie ukrywam. Lubię ten zgiełk, pośpiech, bliskość do wszystkiego począwszy od sklepu, przez aptekę, kościół i na SH kończąc. Lubię światła latarni, szum aut i to, że miasto nigdy nie śpi. Nie umiem(a może nie znam i dlatego nie umiem?) odpoczywać w kompletnej ciszy. Przeraża mnie taka cisza, boję się jej po prostu... Wiem, że dla naszej córki byłaby to dużo lepsza opcja dorastania w czystym powietrzu(ehh ten smog krakowski), miałaby większe, a nawet dużo większe szanse na przedszkole. Tylko martwię się utratą kontaktów z rówieśnikami. Boję się, że ja się nie odnajdę się w takim życiu. Takim spokojnym, gdzie sklep zamykają o 17, a w sobotę o 14. Gdzie wszyscy o tobie wszystko wiedzą, a tym bardziej gdy jesteś nowym. Gdzie nocą słychać jak mucha siada, a na spacer idziesz wzdłuż drogi, bo nawet pobocza brak. Przed tym blokiem jest taki trawnik?/plac zielony?/coś jak łąka? sama nie wiem jak to nazwać. W każdym razie stoją tam słupki z rozwieszonymi sznurkami na pranie, jest coś a'la chlewik gdzie można by świnki hodować (:D) Nie ma za to ani  ławki, ani huśtawki, że o piaskownicy nie wspomnę. Mój mąż dorastał w domu na wsi, ja w bloku. Długo nie mogliśmy znaleźć kompromisu co do tego gdzie byśmy chcieli mieszkać. To mieszkanie by nas po połowie godziło- dla męża spokojna wieś, dla mnie mieszkanie bez zmartwień czy nie zasypie mi śniegiem drzwi do domu.( ;) ) Niewątpliwie mieszkanie to ma bardzo dużo plusów. Zaczynając od metrażu(ponad 2x więcej niż teraz!!), braku opłat za wynajem(gdzie teraz jest to dużo ponad tysiąc zł ;/) bo byłoby to nasze, kończąc na tym, że moglibyśmy mieć wreszcie wspólny adres zamieszkania(po 5latach od ślubu hehe), Tylko największy problem jest ze mną. Nie umiem, po prostu nie umiem sobie wyobrazić mieszkania tam. Spędzania tam dzień w dzień kolejnych kilka lat. Mąż mówi, że ostatecznie można by je za parę lat sprzedać i wrócić do Krakowa, ale czy znajdziemy chętnego? Czy będzie się to opłacało? Nie wiemy tego.

      Trudna decyzja przed nami, a właściwie przede mną. Ciężko mi tak po prostu zrezygnować z miasta. I nie chodzi o to, że to Kraków, że wielkie miasto, że zabytki, srytki i centra handlowe. Chodzi o sam fakt mieszkania w mieście. Nie wiem czy ktoś ma podobnie, czy może ktoś podejmował podobną decyzję. Może ktoś mi coś doradzi albo podpowie co robić? Decyzję będę - będziemy podejmować sami, ale jakakolwiek opinia jest mile widziana.



Mooonik :)