"Pozwól dzieciom błądzić i radośnie dążyć do poprawy." J.K.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Dinozatorland

Dla naszej  największej fanki dinozaurów nie mogło być innego miejsca do zobaczenia jak właśnie Park Ruchomych Dinozaurów w Zatorze. Od nas to jakieś pól godziny drogi więc całkiem znośnie, chociaż my wybierając na zwiedzanie dzień świąteczny wpakowaliśmy się w niewielki korek tuż przed samym Zatorem. Jednakże dobrze mieć męża PH, który zrobił tu myk, tam myk i pokonaliśmy korek w minutę :P

Co Park ma do zaoferowania możemy przeczytać na jego stronie WWW .
Od siebie tylko dodam, że aby skorzystać ze wszystkich atrakcji, zwiedzić wszystkie dostępne parki należałoby wybrać się tam równo z godzinami otwarcia i zostać do zamknięcia.
My byliśmy już po południu więc zdecydowaliśmy się tylko na sam Park Dinozaurów i to był dobry wybór, bo sam spacer po nim zajął nam prawie 3h.
Isia zachwycona!
Początkowo była trochę wystraszona ruchami, a przede wszystkim dźwiękami jakie wydawały dinozaury. Później oswojona chciała nawet 'biedne, głodne dinozałry' dokarmiać ;)
My z mężem przypomnieliśmy sobie co nieco z naszych studiów ;)

Niestety wybór dnia świątecznego nie był zbyt trafny, bo do każdego eksponatu trzeba było odczekać dobrą chwilę, by móc zrobić zdjęcie, na którym nie będzie przypadkowych osób. Chociaż podejrzewam, że w każdy weekend jest tak takie obłożenie.

Po zwiedzaniu parku z dinozaurami przeszliśmy na część lunaparkową, z której w ramach biletu można było korzystać nieodpłatnie. Tutaj mała wyszalała się na zjeżdżalniach, w kulkach, zaliczyła jazdę ciuchcią, wodną strzelankę, aby całość zakończyć fochem z przytupem(czy też rzutem na ziemię) bo 'ja sce jesce laz' ;)


Czy poleciłabym park? Bardzo! Pod jednym warunkiem. Zabraniu swojego jedzenia.
Niestety cała gastronomia to fast-food. Hamburgery, hot dogi, frytki, pepsi itp. Zestaw dla dziecka to jakaś kpina...
Całe szczęście, że poczytałam wcześniej i pojechaliśmy ze swoimi babeczkami na słodko i ostro.
Skusiliśmy się na lody, które były bardzo smaczne :)

W każdym razie poszukując sposobu na spędzenie wolnego czasu z rodzinką polecam wybrać się do Zatoru. Świetna atrakcja dla wszystkich niezależnie od wieku.






Mooonik :)




środa, 13 sierpnia 2014

karny jeżyk...

... czyli o tym, dlaczego nie stosuję kar.

Każdy rodzic prędzej czy później spotka się z 'karnym jeżykiem'. Termin ten oznacza ni mniej ni więcej jak ukaranie dziecka za coś co zrobiło źle(nie po myśli rodzica) i posadzenie go na czymś co określa się jako 'karny jeżyk'. Może to być krzesełko w kącie, poduszka w pokoju, schody, albo jeszcze jakieś inne miejsce. Ma być to miejsce z założenia, gdzie dziecko ma czas przemyśleć swoje złe zachowanie, a po skończeniu kary przeprosić rodzica za to co zrobiło.
Tyle w teorii.

Jak w praktyce?

Ano w praktyce dziecko zostaje zostawione same ze sobą, nie radzące sobie ze swoimi emocjami, pozbawione jakiejkolwiek uwagi rodzica.

Czy naprawdę ma to szansę zadziałać?

Myślę. Ba! Jestem przekonana, że to nie działa.

Co możemy "zyskać" stosując karnego jeżyka?

Przede wszystkim brak zaufania ze strony dziecka. Dziecko pozostawione do wyciszenia zamiast myśleć nad swoim zachowaniem raczej jest rozgoryczone i wściekłe na rodzica. Czego uczy KJ? Że potrzeby dziecka nie są ważne, że ważniejsze aby rodzic miał spokój. Że miłość i akceptacja przez rodzica jest uzależniona od tego jak się dziecko zachowuje.

A przecież powinniśmy kochać dzieci niezależnie od tego co i jak robią. Prawda?


Jak to wygląda u nas?

Isia za dwa miesiące będzie miała 3 lata. Każdy kto ma w domu dziecko w podobnym wieku wie jak bardzo potraf ono zaleźć za skórę. Nasza córka nie jest wyjątkiem. Są dni kiedy ja mam ochotę skoczyć z mostu. Jeszcze dobrze oczu nie otworzy, a już zaczyna dzień wyciem bo- gumka z włosów nie zdjęta, bo owieczka zawinęła się pod kocyk, bo nie jest przykryta, bo ta fajniejsza piżamka jest w praniu.
Isia również potrafi wrzeszczeć, krzyczeć, rzucać się po ziemi. bo np. założyłam jej skarpetki, a ona chciała sama. Albo zrobi mi awanturę, bo to ona chciała zamknąć wodę w kranie po myciu rączek, albo zgasić światło w kuchni.
Niektóre, o ile nie większość z tych rzeczy to są przecież pierdoły, co nie? No jak można się wkurzać o to, że mama zamknęła wodę, a nie dziecko? No jak? Przecież to śmieszne.

A jednak dla dziecka ma to znaczenie.

Tak samo dzieje się gdy czegoś nie pozwalam. Siedzieć z nosem w telewizorze, bawić się nożem, ciągnąć psa za obrożę tak, że bidak się dusi. Ooo wtedy to potrafi mi córa pokazać jakim jest diabełkiem.

Czy za każdym tym razem powinnam sadzać ją na karnego jeżyka?

Nie.

Ja wybieram rozmowę. Wybieram tłumaczenie.Co z tego, że tłumaczę po raz pięćsetny, że nie może sama wyjmować noży z szuflady, jeśli będzie potrzeba powiem to i po raz tysięczny. A najczęściej wołam małą i proponuję wspólne wyciąganie noża. A nawet pozwalam jej coś pokroić. O!
Nie chce pozbierać zabawek? Siadam na podłodze tłumaczę, że był czas na zabawę teraz trzeba posprzątać bo... (np. jest wieczór i idziemy spać) i wspólnie zbieramy zabawki do pudełek.
Nie chce się ubierać? Niech chodzi na golasa.Albo sama wybierze co chce ubrać.
Ciągnie Muńka za obrożę? Zdejmuję mu ją.

Kiedy płacze, krzyczy, wrzeszczy ze złości pozwalam jej na to. Zazwyczaj siadam gdzieś z drugiej strony pokoju i mówię tylko, że w każdej chwili może przyjść się przytulić. Nie nagabuję, nie próbuję jej przekrzyczeć, nie tłumaczę nic w momencie histerii. Czekam na spokojniejszy moment.
Zawsze przychodzi. Wtula się z całej siły we mnie i się wycisza. A wtedy rozmawiamy. Nazywam jej emocje- że jest zła, rozczarowana, zasmucona itp. Tłumaczę dlaczego się tak dzieje. Ile z tego rozumie nie mam pojęcia. Za to cieszy mnie to, że przychodzi, że się mnie nie boi, nie unika. Ufa mi, a ja staram się pracować na to zaufanie. Chciałabym, żeby wiedziała że zawsze może do mnie przyjść. Nawet wtedy kiedy jestem na nią zła. Bo bywa, że jestem. Oczywiście, że tak.(np. jak pocięła mi firankę,jak wywaliła wiaderko piachu na świeżo odkurzony dywan).


Żeby wszystko było jasne - nie wychowuję Isi 'bezstresowo' cokolwiek by to miało znaczyć. Pozwalam córce na bardzo dużo, ale też jasno stawiam granicę między tym co może, a czego nie. Mała ponosi konsekwencje swoich zachowań - nabrudziłaś? to posprzątasz. Wylałaś wodę na dywan- przyniesiesz ścierkę i będziesz wycierać. Nie chcesz odsunąć się od tv? Po kolejnym ostrzeżeniu wyłączam tv i nie uginam się pod wpływem okropnych płaczów małej. Itp.
Ktoś powie, że mam łatwo, że mam wyjątkowo grzeczne dziecko, że tak szybko rozumie czy coś. A może dzieje się tak dlatego, że robię tak odkąd mniej więcej skończyła rok? I że to przynosi efekty?

Wychowanie to ciężkie zadanie.
Potrzeba ciągłej pracy i chęci, aby wskazywać małych ludziom jak mają żyć. Ale przede wszystkim to praca nad sobą. Chcemy dawać dziecku dobry przykład, zacznijmy od siebie. Czego nauczy się dziecko, które jest karane, któremu daje się klapsy?

Karny jeżyk też boli. Tylko psychicznie.



Mooonik.