"Pozwól dzieciom błądzić i radośnie dążyć do poprawy." J.K.

wtorek, 24 grudnia 2013

:)

Każdy już czym prędzej bieży, by dołączyć do pasterzy.
I ja spieszę z życzeniami, bo nie mogę być tam z Wami.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności I niech dobroć wśród Was gości.

Wesołych Świąt!




Mooonik :)




sobota, 21 grudnia 2013

ten czas

pamiętam zimę, gdy śnieg skrzypiał pod  nogami, a w uszy mróz szczypał ;
pamiętam czekanie na autobus i pośpiech, żeby zdążyć ;
pamiętam wypatrywanie pierwszej gwiazdki na niebie ;
pamietam zapach słopka siana wnoszonego do pokoju przez babcię ;
pamiętam 'wśrod nocnej ciszy' rozpoczęte przez babcie i podchwycone przez resztę rodziny ;
pamiętam zapach choinki zawsze świeżej i blask lampek ;
pamiętam sprawdzanie czy sianko na pewno jest pod obrusem ;
pamiętam dźwięk łamanego opłatka, żeby dla każdego wystarczyło ;
pamiętam życzenia i przeciskanie się przy stole, bo ciasno i tłoczno ;
pamiętam smak kaszy gryczanej ze sliwką i jaglanki z rodzynkami tak bardzo nie lubianych wtedy ;
pamietam gwar i śmiech, długie rozmowy dorosłych i chichy-śmichy dzieci ;
pamiętam brzdęki sztućców o talerz, przewróconą szklankę, widelec który spadł na podłogę ;
pamiętam jak mama mówiła 'trzymaj całą kolację widelec w ręce, żebyś była zdrowa cały następny rok'
pamietam nastrój wtedy panujący, a dla mnie jeszcze nie do końca zrozumiały

Kolacja wigilijna w gronie najbliższej rodziny, ze śpiewem kolęd, dzieleniem się opłatkiem, gromkim 'Bóg się rodzi!' intonowanym przez tatę i wujków, i najstarszych kuzynów, wzajemnym składaniem życzeń to moje najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Cały czas w głowie mam  widok pokoju, w którym zasiadaliśmy do wieczerzy. Przepychanie przy stole, żeby każdy się zmieścił. Kuksańce w bok od kuzyna, pytania- co tam w szkole-od cioci.
Pamiętam.
Tych wspomnień mi nikt nie odbierze.

A teraz.
Teraz staram się, żeby nasza córka też miała takie wspomnienia.


Mooonik :)


wtorek, 17 grudnia 2013

jak Isiula swój cień poznała ;)

Spacerujemy sobie. Jest pięknie słonecznie, jak to zwykle zimowa pora bywa ;)
Isia przechodzi raz z przodu mnie, raz goni mnie z tylu. Ja podziwiam świąteczne dekoracje na domach, w ogródkach. Słowem - sielanka.

I nagle te sielankę burzy gromkie " IDŹ!, ODEJDŹ! " co i rusz wykrzykiwane przez małą.
Natychmiast się obracam cóż to takiego zaatakowało moje dziecko?! I co widzę? Isia przebiera nóżkami jakby chciała kogoś kopnąć. Chwila zastanowienia - coś na nogawkę usiadło? coś się do buta przyczepiło? O co kaman? I nagle olśnienie!

Mala odgania swój wlasny cień :D

Żebyście to zobaczyli jak ona była zaskoczona tym, ze nie chce się 'to coś' odczepić od niej ;) I to przebieranie nóżkami, przeskakiwanie ze strony na stronę. Urocze ;)

Pomału zaczęłam tłumaczyć, co to jest cień, skąd się bierze i ze mamusia tez ma taki i piesek tez. A później..
A pozniej to juz bylo testowanie. Było machanie rekami, podnoszenie się i opadanie w dół, żeby sprawdzić czy aby na pewno 'ciej' robi to samo.

I ten błysk w oku córki kiedy odkrywa coś nowego. Kocham!


marzec 2013



Mooonik :)



niedziela, 15 grudnia 2013

jak 'załatwić' sobie dwie godziny wolnego

czyli o tym jak sprowadzić piaskownicę do domu ;)

Potrzebne będą :

mąka
oliwka (olej, oliwa)
płaskie naczynie z brzegami (u nas blacha z piekarnika)
trochę zabawek


 I teraz wystarczy nasypać trochę mąki na dno naczynia, podlać oliwką i dać dziecku do zabawy. Będzie wiedziało dokładnie co i jak robić. Byłam zaskoczona jak długo Isia się bawiła sama. Ja tylko donosiłam kolejne zabawki. A ona ten piasek ubijała, robiła babki, grabiła, szykowała mi zupki ;) karmiła zwierzaki, orała pole traktorem i dużo, dużo innych rzeczy. Ja za bardzo nie ingerowałam,sama sobie wymyślała następne etapy zabawy.Po skończonej zabawie można ten piasek przesypać do pojemnika i przechowywać do następnego razu.

Polecam każdemu kto potrzebuje choćby wolnej pół godziny na wypicie kawy. Ja zdążyłam oprócz kawy umyć lodówkę, rozpakować pralkę i poukładać stos papierów ;)




Mooonik :)







czwartek, 12 grudnia 2013

...

Kiedy wydaje ci się, że jest źle, pamiętaj, że może być jeszcze gorzej. Ta zasada chyba nigdy nie straci na aktualności..
Wiecie jak t jest kiedy najbliższa osoba Was oszukuje, okłamuje? Mam nadzieję,  że nie wiecie i nigdy się nie dowiecie. To tak jakby dostać w twarz. Z całej siły.
Nie życzę nikomu.

wtorek, 3 grudnia 2013

o co chodzi?


Od kilku dni mamy problem. Nie wiem na ile mogę obwiniać wychodzące górne trójki, brak drzemki w dzień, czy zły biomet.

Od kilku dni jak zbliża się wieczór i zaczynam delikatnie wspominać o tym, że szykujemy się do kapania i spania zaczyna się armagedon. Tak, armagedon to chyba dobre określenie. Mała zaczyna wrzeszczeć, krzyczeć, płakać, wołać - 'nie, nie chce, nie, nie chce!' uciekać, chować się. Mówiąc wprost - daje nam do zrozumienia, że nie ma ochoty ani na kąpanie ani na spanie. I nieważne, czy jest 20 czy 22. Nieważne czy spała w dzień( a to zdarzyło się dosłownie raz w ciągu ostatnich 2tyg), czy nie spała i od 17 zaczyna pokładać się po podłodze, trzeć oczka, i wyglądać po prostu na zmęczoną.

I pytam - co się dzieje? Zimno ci/ciepło ci/jesteś głodna/chce ci się pić/chcesz mleko/coś cię boli? Na każde pytanie reaguje tylko głośnym płaczem i krzykiem "NIE!" Do łazienki wnosimy ją prawie na siłę. Rozbieranie - oczywiście sama, a spróbuj cokolwiek ruszyć to się walnie na ziemię i wtedy nie ma mowy o jakimkolwiek rozbieraniu. Jak już się uda ją rozebrać to wejście pod prysznic też nie przychodzi łatwo. Przerabialiśmy różne stopnie ciepłości wody, jeszcze nie trafiliśmy na odpowiednią temperaturę... Po szybkim umyciu zawijamy małą w ręcznik, ale myli się ten kto myśli, że dzieje się to bezproblemowo. Wycieraniu towarzyszy oczywiście głośny płacz. No, a po przeniesieniu na przewijak do ubrania to się dopiero zaczyna 'szoł'. Zapomnij o tym, że przełożysz spokojnie bodziaka przez głowę, zapomnij o tym, że pieluchę założysz bez trzymania nóg przez drugą osobę, zapomnij, że da się ubrać spokojnie spodenki. Wszystko to dzieje się w płaczu, krzyku, ryku i nie wiem czym jeszcze. Dochodzi do tego, że kilka razy z tego płaczu mała zwymiotowała ;/ Jak już szczęśliwie uda się ubrać piżamkę to następuje kolejna odsłona wieczornych atrakcji czyli położenie do spania. Jak do tej pory zawsze tylko mąż zostawał z córka, tak teraz musimy być koniecznie oboje, plus pies, plus milion mega potrzebnych do zaśnięcia zabawek. I usypianie po takiej histerii trwa koło godziny czasami dłużej.

Ja nie wiem już co mam robić. Jak się zachowywać, co do niej mówić. Mojej cierpliwości zaczyna brakować, a nigdy nie cierpiałam na jakiś jej nadmiar...Mąż tak samo nie wie o co może chodzić, co się może dziać? Zastanawiamy się czy to jakiś kolejny etap lęku sepracyjnego, czy może odreagowuje przeprowadzkę, czy te pierońskie zęby, czy jakiś jeszcze inny problem, czy może w końcu tak reaguje na to, że nie ma męża przez cały dzień? Serio, nie mamy pojęcia co się stało.

HELP :(


Mooonik

poniedziałek, 25 listopada 2013

niedziela, 17 listopada 2013

Versatile Blogger Award



Matka debiutującaMatka Browar i Ola nominowały mnie do kolejnej blogowej zabawy : 
                                          Versatile Blogger Award
Dzięki dziewczyny!
Jej zasady są proste - muszę zdradzić Wam 7 rzeczy, których jeszcze o mnie nie wiecie.
So voila  ;)


1. nie lubię blogów gdzie jest blokada prawego klawisza, a do tego wyskakuje mi komunikat 'jesteś złodziejem' bądź tym podobne.
2. pisząc komentarz nowe zdania zaczynam z małych liter, a później poprawiam na duże ;)
3. codziennie muszę wypić kawę około godziny 12 i usiąść do niej spokojnie. jak mi się to nie uda to cały dzień mi czegoś brakuje
4. mam kilka swoich przyzwyczajeń i dziwnych nawyków, np. papier toaletowy musi być zawieszony odrywaną częścią od góry, a herbaty w szafce ułożone frontami do mnie(mimo, że każda w innej paczuszce i dobrze wiem, która jest która)
5. studiowałam geologię, a marzyłam o polonistyce i astronomii :D
6. sprzątam po psie, nawet tu na wsi, czym wywołuję duże zdziwienie wśród miejscowych
7. poznałam męża w 2001 roku i od tamtego spotkania wiedziałam, że kiedyś będzie moim chłopakiem, narzeczonym, mężem. To chyba nazywa się intuicja ;)(parą zostaliśmy dopiero w 2006r)


Mam nadzieję, że zaspokoiłam ciekawość ;))

A ponieważ z powodu przerwy w byciu na bieżąco na Waszych blogach nie wiem kto już był nominowany, kto jeszcze nie, nie puszczę zabawy dalej, za co z góry przepraszam. Chyba, że ktoś z  czytelników ma ochotę się pobawić to bardzo proszę, będzie mi miło :)


Mooonik :)


sobota, 16 listopada 2013

pokonana własną bronią ;)

Isiek wylała kakao na bieżnik w pokoju. Jej komentarz?
'Upierzemy' z szelmowskim uśmiechem ;)


Na spacerze wytaplała ręce w kałuży. Na moje - 'ale masz brudne rączki' odpowiada - 'umyjemy' i znowu szelmowsko się uśmiecha ;)

I tak za każdym razem. A wszystko przez to, że zawsze powtarzam przy różnych wpadkach i wypadkach, że nic się nie stało. No to mam. Nic się nie stało przecież ;)


O przeprowadzce i wszystkim z nią związanym opowiem jak się zbiorę. Póki co karton na kartonie, karton pogania... A jeszcze tyle zaległości u Was mam :)



Mooonik :)


piątek, 8 listopada 2013

zmiany...

Stało się. Wyprowadziliśmy się z Krakowa.
Czy będzie lepiej nie wiem, mam taką nadzieję. Więcej opowiem jak będę mieć stały dostęp do neta.
Do przeczytania/napisania wkrótce!
Oby ;)


p.s. na zdjęciu tylko część gratów, reszta jeszcze nie była wystawiona. zapakowaliśmy całe pod sufit auto dostawcze. Nie mam pojęcia skąd tyle tego zmieściło się na 36m2  :P


Mooonik :)




środa, 30 października 2013

kolejne 'od- ' na liście zaliczone

Od jakiegoś czasu planowałam. Myślałam, że chyba już czas, najwyższa pora. Na co? Na odstawienie butelki. Co prawda mała piła z niej tylko mleko rano i wieczorem, ale wszędzie czytam, widzę, słyszę - że ząbki, że zgryz, że wymowa itp. itd.

I tak nawet u matki_de pisałam, że czeka mnie butelkowa batalia. Bałam się jak cholera a jakże, bo to mleko z rana to bywało często gęsto takie przedłużenie spania. Nie to, że narzekam, bo wstajemy w okolicach 8, ale te pół godzinki więcej.. ahhh ;)

I pewnego wieczoru kiedy nadeszła pora na mleko stwierdziłam, że 'today is the day'.  Można się było spodziewać, że córce ten pomysł się średnio spodobał. Nawet bardzo średnio heh. Głośno zaprotestowała i prawie wywróciła kubek z przygotowanym w nim mleku. Zapytaliśmy czy może wypije przez słomkę? Nawet łatwo się zgodziła, ale wypiła tylko niewiele ponad pół porcji. Gorzej było rano. W pewnym momencie myślałam, że się złamię i podam butlę.... Udało się. Znowu wypite niewiele ponad pół porcji. Nic to, mówi się trudno. I tak przez kolejne 2 dni było. Szykowałam mleko w kubek, dawałam słomkę i mała wypijała ile chciała. Aż mnie olśniło, że przecież mamy bidon ze słomką! :D wzięłam go więc i umyłam, i podałam mleko. Nie spodziewałam się może jakichś pieśni radosnych, ale małej ten sposób podania mleka przypadł trochę bardziej do gustu niż kubek.

I tak właśnie zakończyła się przygoda z butelką. Nie było tak źle jak się spodziewałam, ale jakoś bardzo łatwo również nie. Cieszę się w każdym razie, że to już za nami. Teraz pora na kolejne 'od-' mianowicie 'odpieluchowanie'. A ponieważ wyznaję zasadę nic na siłę to pewnie pobujamy się z pieluchami do 18stki :D Tylko czy dostaniemy właściwy rozmiar? ;)

dobrej nocy!

Mooonik :)


p.s.
Nie zgadniecie czego używam do odmierzania wody, żeby naszykować mleko.
Miarki barmańskiej :D
Jej większa część to 30ml, akurat tyle ile potrzeba na jedną miarkę mleka.
Potrzeba matką wynalazku czy jakoś tak :D


sobota, 26 października 2013

o poranku i rozwiązanie zagadki :)

       Jak to zwykle w weekend bywa od rana tatuś zajmuje się córką. Tym sposobem ja mogę sobie dospać jeszcze chwilę dłużej. I tak sobie drzemię zawinięta w kołdrę, na granicy snu i jawy, czuję jak pakuje się na mnie córka i woła 'mamusiu, mamusiu'. Otwieram oczy, ona uśmiecha się do mnie i mówi 'stawaj, jedzonko'  Widząc, że nie podnoszę się zbyt chętnie woła jeszcze raz 'mamusiu stawaj jedzonko' i oplata mi rączkami szyję dając buziaka :)

Właśnie takie poranki kocham :)


*****************

A rozwiązanie zagadki z poprzedniego wpisu to :


POMIDOREK !

widzę, że zagadka okazała się trudna hihihi ;)
jakże ten dziecięcy język jest skomplikowany :D


Matko debiutująca  i PLDesign gratuluje! Może jakiś słownik dla rodziców wprowadzający w świat dziecięcej mowy? ;)))

p.s.
pomidory to 'pinioly' :D

wiecie ile ja się męczyłam, żeby zrozumieć co córka chce, żeby jej dać? ;))


Miłego weekendu! mam nadzieje, że u Was również taka piękna jesień jak w Krakowie :)


Mooonik :)



niedziela, 20 października 2013

maszynowy debiut


Zainspirowana po raz kolejny Dagetkowymi tworami, po wielu przejściach (czytaj szyciu, pruciu, szyciu, pruciu, szyciu, pruciu) uszyłam komin dla Isiuli.

Taaaaaaaaaak! Ja sama, samiutka uszyłam :D

I choć sama wiele razy wątpiłam w powodzenie tego zadania, to się udało. Było to moje PIERWSZE zetknięcie z maszyną do szycia :D nigdy wcześniej nawet przy niej nie siedziałam (no chyba, że jako obserwator, ale to się nie liczy :P )

Mnie się podoba i jestem z niego bardzo zadowolona. Wiem, że nie jest tak idealny jak Dagetowy, ale jest mój, przeze mnie zrobiony i co najważniejsze - chętnie noszony przez córkę ;) A córa kochana jak ktoś ją zapyta (lub nie ;)) mówi, że mamusia zjobiła :D

Komin jest dwustronny, jedna strona gładka brązowa, druga paseczkowa - w odcieniach białego i fioletu. Powstał z dwóch bluzek zakupionych w SH ;)






p.s. modelka jadła stąd mina taka, a nie inna :D

środa, 16 października 2013

zdrobnienia i niefortunna zamiana głoski

 Mała jest na etapie zdrabniania słów. Każde jedno właściwie przerabia na jego drobniejszą formę.      I tak mamy np. kopareczkę, motorek, rowerek, nosek, ślimaczek, honik(słonik), kotek, piesek, jobaczek i inne tym podobne.

Jednak jedno słowo mnie powaliło na łopatki. Chowałam odkurzacz do szafki po sprzątaniu. Isia mi oczywiście pomagała wciągając kabel. I kiedy zamykałam drzwi do szafki dziewczę zawołało -  'okuziaciek papa!'. :D

No. :D


A po drugie nie wymawia jeszcze "f" tylko zamienia na różne póki co głoski. Najczęściej jest to "h" . Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie jedno słowo czy też określenie - 'fuj'. Tak czasami przy kupie mówiłam ja - ale śmierdzi fuj fuj. No i mała podłapała. Zamieńcie sobie 'f' na 'h' i zobaczycie jak to wymawia Isiulec ;)
Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie na to, by użyć tego słowa gdzieś na spacerze ;)


Mooonik :)



poniedziałek, 7 października 2013

się wkurzyłam!

Szanowni właściciele psów!

Ja nie potrzebuję wiedzieć, że wasz pies wychowuje się z dzieckiem/dziećmi.
Ja nie potrzebuję wiedzieć, że wasz pies nic nie zrobi mojemu dziecku.
Ja nie potrzebuję wiedzieć, że on uwielbia dzieci.
Ja nie potrzebuje wiedzieć, że nie muszę się go bać.
Ja nie potrzebuję wiedzieć, że on jest przyjazny dla wszystkich.
Ja nie potrzebuję wiedzieć, że wasz pies nie gryzie/nie szczeka/nie skacze/ NIC NIKOMU NIGDY NIE ZROBIŁ.


Za przeproszeniem - gówno! mnie to obchodzi.

To jest tylko pies. I nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi ten pierwszy raz. A może nastąpić(nie musi, ale może), taka już zwierzęca natura. Tylko wcale bym nie chciała, żeby to się stało przy mnie, przy udziale mojego dziecka i psa.


Obowiązkiem właściciela jest trzymać psa na smyczy. Zwłaszcza gdy porusza się z nim po osiedlowych alejkach. Dość mam już wyciągania swojego psa do góry, bo inny przeokrutnie grzeczny piesio wyskoczył z kłami na mojego. Dość mam przybierania mega dziwnych pozycji trzymając jedną ręką psa w górze, a drugą próbując złapać córkę tak, żeby wspomniany przegrzeczny piesek nie wskoczył jej na głowę. Dość mam tego, że nie możemy wyjść spokojnie pospacerować razem z córką i psem tylko muszę się rozglądać na pół km czy przypadkiem z naprzeciwka nie biegnie luzem puszczony piesek.

Mnie też zdarza się, że spuszczę psa ze smyczy. Oczywiście. Ale robię to albo w miejscu do tego przeznaczonym, albo tam gdzie nie ma ludzi/dzieci/innych psów.

Czasami przeraża mnie brak wyobraźni u ludzi. Idzie sobie taka paniusia z fajeczką w paszczy, telefonem przy uchu, a piesio biega. O - albo dobierają się w pary lub więcej osób i spacerują, pieprzą trzypotrzy, a psy biegają. Tu pies podleci, tam przebiegnie, tu wyskoczy * i titutitu wszystko ładnie 'proszę się nie bać, on nie gryzie' aż nagle widzę jak tylko się temu łagodnemu pieskowi jeży sierść na grzbiecie i zaczyna pokazywać kły. O nie, nie, nie paniusiu szanowna. O nie, nie, nie moi państwo. Proszę pieska trzymać na smyczy, a jak nie to przynajmniej założyć mu kaganiec. Następnym razem zadzwonię po straż miejską.

* że nie wspomnę o tym, że po takim luzem biegającym piesku kupsko sprząta kto? najpewniej jakieś dziecko, które weszło w trawę w poszukiwaniu liści, kasztanów lub dmuchawców...


Tylko dziś podczas popołudniowego spaceru spotkałam 4 różne osoby z psami luźno biegającymi różnej wielkości. Największy był wilczur czy też pies w typie owczarka(nie znam się na klasyfikacji), żaden nie miał kagańca.



Mooonik :) 


ufff wyrzuciłam to z siebie, tak mnie dziś pewni państwo zdenerwowali :/

piątek, 4 października 2013

Liebter Blog Award - kumulacja :D

Kolejny raz biorę udział w LBA. Tym razem trafiła mi się kumulacja - 6 nominacji :D
Dzięki dziewczyny!
Nie przedłużając, zasady zabawy są znane już wszystkim blogującym, przechodzę do odpowiedzi.

1. AniaW http://mamania1.blogspot.com/

1. Kto wybrał imię dla Twojego dziecka/dzieci i dlaczego? Razem wybraliśmy. A dlaczego- no bo to nasze dziecko :P
2. Jaki masz kolor oczu? Piwne
3.  Espresso czy latte? latte
4. Facet łysy czy z bujną czupryną? bujna czupryna
5. Rock czy pop? rock
6. Romans czy kryminał? zależy od humoru ;)
7. Lakier na paznokciach u stóp czy u rąk? u rąk
8. Co robiłaś o tej porze roku 10 lat temu?  zaczynałam 3rok studiów więc pewnie siedziałam w jednej z  knajp na miasteczku i piłam :P
9. Kto jest Ci bliższy: mama czy tata? mama, choć od pewnego czasu i zdarzenia z tatą też jestem bliżej
10. Za kim tęsknisz? za rodziną. niby nie mamy daleko do siebie, a jednak nie mam ich na co dzień...
11. Poczuj się jak Miss Świata i napisz, co zmieniłabyś na świecie
Nie wiem czy akurat Miss Świata by mogła coś takiego zrobić, ale gdyby to zniszczyłabym całą broń na świecie, żeby nie musieli ginąć niewinni ludzie. A w Polsce wrzuciłabym całą tę broń do sejmu i wysadziła rząd w cholerę ;)

2. Przewijka http://przewijak.blogspot.com/

1. Ekstrawertyk czy Introwertyk? coś pomiędzy
2. Najczęściej trzymam w dłoni? ostatnio - kasztany :D
3. Co przynosi Ci największą radość? uśmiechnięta i radosna córka
4. Gdybyś miała cały dzień tylko dla siebie to... przespałabym cały :D
5.  Co byś w sobie zmieniła? duuuzo rzeczy...
na początek może bym zaczęła myśleć optymistycznie, chociaż troszeczkę.

6. Książka v. film? książka
7. Trzy fakty o sobie.
jestem pedantką
jestem nerwusem
uwielbiam szpinak

8. Co kolekcjonujesz? nic
9. Ulubiony perfum? Perfumy ;) nie mam, lubię różne zapachy
10. Czemu blog? bo pamięć już nie ta ;)
11. Na co wydajesz najwięcej pieniędzy? ubrania dla małej w SH :D

3. Ola D. http://tupot-malych-stopek.blogspot.com/

1. Książka do której wracasz? Mistrz i Małgorzata
2. Gdy dziecko zasypia, ja...napawam się ciszą...
3. Co dało Ci macierzyństwo? myślę, że na to pytanie odpowiem za kilka, kilkanaście lat..
4. Twoja ulubiona piosenka? 'Nothing else matters' Metallica
5. Moje dziecko/dzieci chciałabym wychować na... odważne i pewne siebie osoby
6. Czego się boisz? burzy i choroby najbliższych
7. Moim największym marzeniem jest... aktualnie- znaleźć fajne mieszkanie, a tak ogólnie - wycieczka dookoła świata
8. Twój największy talent? nie mam talentów :p
9. Najlepsza rada jaką w życiu dostałaś? nie pamiętam, może dlatego, że nie znoszę wszelkich rad ;)
10. Co fajnego zrobiłaś ostatnio dla siebie? położyłam się spać o 22 :D
11. Twoje popisowe danie? sałatka gyros :D

4. Matka Browar http://matkabrowar.blogspot.com/


1. Pomidorowa z makaronem czy z ryżem? z tym i tym
2.Chodzisz na nogach czy piechotą? na piechotę ;)
3. Czego najbardziej nie lubisz w roli matki? wczesnego wstawania
4. A co najbardziej podoba ci się w roli matki? że można bezkarnie bawić się w piasku, huśtać na huśtawkach i zjeżdżać na zjeżdżalni :D
5. Jakie jest Twoje hobby? fotografia
6. Gdybyś miała wybrać tylko 3 rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę – co by to było?
laptop, aparat foto, pomadka bezbarwna
7. Długa gra wstępna, czy raz dwa i do konkretów? zależy od sytuacji i czasu :P
8. Na słodko czy na słono? na słodko
9.Twój ulubiony film? Seksmisja
10. Spodnie czy spódnica? spódnica
11.   Twoje popisowe danie to…? sałatka gyros

5. Ania Jasik http://mamabloguje1.blogspot.com/

-Jaka cecha charakteru najbardziej Ci u siebie przeszkadza?A może takiej nie ma? wrodzony pedantyzm
-Czy masz prawdziwą przyjaciółkę/przyjaciela? Ilu? mam jedna
-Ulubiony miesiąc?dlaczego? październik- ur. córki, nasza rocznica ślubu
-Twój znak zodiaku - ryby
-W jakim mieście w Polsce chciałabyś mieszkać,gdybyś mogła wybrać? tylko w Krakowie ;)
-Na jakie zajęcia dodatkowe najchętniej zapisałabyś swoje dziecko (teraz lub w przyszłości) takie, które sama wybierze
-Masz nałóg?jaki? komputer ;)
-do kina czy do teatru? kina
-imprezy: domówka czy w knajpce? domówka
-jesteś ranny ptaszek czy nocny Marek? nocny marek
-Gdyby złota rybka mogła spełnić jedno Twoje życzenie, to byłoby to...własne mieszkanie/dom


6. Czantia http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/

1. Dlaczego powstał Twój blog? ma być pamiątką dla córki
2.Jak chętnie spędzasz czas z rodziną? na spacerach, wyjazdach, włóczeniu się tu i tam ;)
3.Jakie błędy lub zachowania twoich rodziców  powielasz w wychowaniu swoich dzieci? nie zastanawiałam się nad tym jeszcze tak właściwie..
4. Twoje najwcześniejsze wspomnienie/chwila z dzieciństwa? wielki miś przywieziony przez mojego tatę z Czechosłowacji(tak, taka stara jestem hihi ;))pamiętam, że się go przestraszyłam bo był dwa razy większy ode mnie, miałam jakieś 3latka może wtedy
5.Bez czego nie wyobrażasz sobie życia? najbliższych
6.Twój ulubiony blog, tzn. którego czytasz? nie mam takiego jednego bloga, w wielu które czytam znajduję coś najulubieńszego
7.Jakie jest Twoje motto życiowe? kiedy nie wiesz co zrobić, uśmiechnij się
8.Największe szaleństwo, jakiego się dopuściłeś/łaś w życiu? Zamieszkałam z chłopakiem po miesiącu randkowania. Dziś jest moim mężem ;)
9.Twoje popisowe danie? banalnie - sałatka gyros, jednak znajomi twierdzą, że nigdzie jedli lepszej
10.Od czego jesteś uzależniony/a? niestety od komputera
11.Jakie jest twoje hobby? fotografia


A ponieważ nominacji tyle sama nie nominuję nikogo :D
Miłego czytania :)


Mooonik :)




środa, 2 października 2013

Dwa. Two. Deux. Zwei. Duo.

63158400 sekundy
1052640 minuty
17544 godziny


731 dni
104 tygodnie
24 miesiące

2 lata







Cudowne 2 lata.
Śmiech przeplatany przez łzy.
Wielka radość i szczęście, choć czasem też zwątpienie, niemoc i opadnięcie z sił.

Nie zamieniłabym tych lat na nic innego. Obserwowanie własnego dziecka jest niesamowite. W pierwszym roku życia córki nie mogłam się nadziwić jak z dnia na dzień nabywała kolejne umiejętności typu obroty, raczkowanie, chodzenie, za to w drugim co dzień obserwowałam jak staje się małym człowiekiem.
Małym - dużym człowiekiem mającym swoje zdanie, głośno domagającym się uwagi i zainteresowania, biorącym aktywny udział w decydowaniu o ubiorze czy jedzeniu. Ciekawym świata tego najbliższego, domowego jak i tego zewnętrznego. Zawierającym pierwsze przyjaźnie i biorącym udział w pierwszych 'walkach o wszystko' na placu zabaw ;)

Życzymy Ci dziś szczęśliwego dzieciństwa córeczko. Pełnego beztroskich zabaw, poznawania świata i przyjaznych Ci osób.
Dziękujemy, że pojawiłaś się w naszym życiu i dosłownie wywróciłaś je do góry nogami.

Kochamy Cię :*

Mama i Tata :)




niedziela, 29 września 2013

Moje pierwsze DIY ;)

        Mam taką koleżankę. Bardzo zdolną koleżankę. Ile razy do niej zaglądam jestem pod wrażeniem jej pomysłów, zachwycona jej dziełami. I już w zeszłym roku planowałam coś od niej zgapić :D ale ostatecznie stwierdziłam, że nie wykorzystam pomysłu tak jak bym chciała. I przypomniałam sobie ostatnio o tej rzeczy. Szybcikiem weszłam na bloga znajomej, odnalazłam pożądaną rzecz i udałam się do SH w celu poszukiwań odpowiedniego materiału. I w ten właśnie sposób Daga przyczyniła się do popełnienia przeze mnie mojego pierwszego DIY ;)

Tadam, fanfary i inne takie takie :D

Oto czapeczka, getry i tuniczka dla Isi :D



 

  

Koszt - sukienka z SH 3,30zł plus jakieś półtorej godziny pracy (myślę, że bez dziecka trochę szybciej by to poszło ;) )


A gdybyście chciały same coś takiego zrobić odsyłam tutaj http://daget-art.blogspot.com/2012/10/357-krasnoludki-sa-wsrod-nas.html
I polecam zajrzeć na pozostałe cudeńka jakie Daga tworzy :)



Mooonik :)


p.s. nie jest to post sponsorowany przez Daget ani nic. Ja po prostu jestem wielką fanką jej cudeniek :)


czwartek, 26 września 2013

jest

Jest wysypka!

Dziękujemy za wszystkie kciuki i życzenia zdrowia :*
Śpieszę donieść, że tajemnicza gorączka okazała się niczym innym(na szczęście) jak trzydniówką. Tadam! Wysypka pokazała się dziś wieczorem :) Tym sposobem mała przeszła drugą trzydniówkę i mam nadzieję, że ostatnią ;)



A teraz coś Wam opowiem.

Mamy z mężem taki zwyczaj, że do obiadu ogladamy jakiś serial, a ponieważ nie mamy TV robimy to na kompie. I dziś nie było inaczej. Isia już skończyła jeść, my pomału kończymy, serial trwa.
Aktorzy mówią : "bla,bla,bla,bla .... wiedziałam, że pokazała bimbały, żeby dostać tę pracę!...bla, bla, bla.. "
Isiek z drugiego końca pokoju - 'bimbamy! bimbamy!' i w śmiech.
My również :D
Tak się jej to słowo spodobało, że powtarzała je później do końca dnia ;)


Mooonik :)


środa, 25 września 2013

gorączka

         W poniedziałek nad ranem Isia przebudziła się wołając wody. Mąż podnosząc ją do góry wyczuł, że jest dziwnie ciepła - sprawdziliśmy - 38,6.

Oho, co się dzieje?

Podaliśmy paracetamol i pospaliśmy jeszcze do 8. Po wstaniu okazało się, że gorączka wróciła i od nowa 38,7. Podałam ibufen(bo od podania paracetamolu nie minęło wymagane 6h). Po podaniu syropu temp spadła i mała bawiła się, i dokazywała jak gdyby nigdy nic. Po południowym spaniu wstała znowu rozpalona plus jako atrakcja dodatkowa wystąpiły wymioty. Niewiele myśląc telefon do przychodni, czy ktoś nas dziś może jeszcze przyjąć. Miła pani powiedziała mi, że przyjmuje jeden lekarz i przez 2h dyżuru, które mu zostały ma zapisanych jeszcze 22(!!) dzieci. Cycki mi opadły po prostu... Porozmawiałam z panią chwilę, przedstawiłam jej jaka sytuacja, dostałam adresy dwóch przychodni pełniących dyżury całodobowe, a na koniec życzenia zdrowa dla córki ;)

Na szczęście syrop zadziałał i po córce znowu nie było widać śladów jakiejkolwiek choroby, aż do 19 gdzie zaczęła się pokładać, bardzo marudzić i okazało się, że temp wzrosła do 39,6. To już nie żarty. Od razy syrop w ruch i chłodne okłady na czoło. Dopiero po godzinie temp delikatnie zaczęła spadać, a córka odzyskała siły. Położyliśmy ją do spania. Nad ranem okazało się, że znowu jest 38,6 więc daliśmy syrop. Wczoraj sytuacja podobna, czyli ciąg temp-syrop-spadek temp powtarzał się jak w poniedziałek. Za to na wieczór ani w nocy gorączka nie wystąpiła. Tak jak i dziś.

Powie mi ktoś co to za tajemnicza gorączka i skąd się wzięła??
Z mężem obstawiamy zęby. Bo i kupy brzydkie, bardzo brzydkie. I apetyt słaby, bardzo słaby jak na naszego głodomorka. A na górnych trójkach widać gule wielkie...
Choć może to i 3dniówka? Przy poprzedniej 3dniówce tak właśnie to wyglądało, tyle że gorączka trwała 3 dni i dochodziła do 40st. Jakby co to jutro powinna wyjść wysypka. Zobaczymy.
Tymczasem mam nadzieję, że wysoka temp już nie wróci. Trzymajcie kciuki.


Mooonik :)


p.s.
Jednak największą niespodzianką ostatnich dni okazał się kleszcz u mnie. Mówię Wam czary jakieś, bo dwa dni z domu nie wychodziłam, a dziś mąż mi znalazł na plecach pod stanikiem malutkiego kleszcza tyle co wbitego. Skąd? Jak? Myślicie, że mógł przetrwać gdzieś na ubraniach 3 doby? W niedzielę byliśmy na grzybach, to jedyna możliwość gdzie mógł się przyplątać. No chyba, że z psa przeszedł na mnie?


sobota, 21 września 2013

zebrane

'moziesz'

Ubieramy się na spacer, złapałam małą do góry i mówię - 'kocham cię'. Ona w śmiech i mi odpowiada - 'moziesz' :D

Zbliżamy się do przejścia przez ulicę, podaje mi wózek i mówi 'moziesz', po czym podaje mi rączkę i idziemy na drugą stronę.

Przed wyjściem na spacer jak nie może sobie poradzić z założeniem butów, przychodzi do mnie, podaje buty i mówi 'moziesz' :D

'siama'

Od jakiegoś czasu mała ma etap 'siama' i wszędzie, wszystko chce i robi  sama. Najśmieszniej w sklepie jak ładuje zakupy do koszyka i to co może sięgnąć z łatwością to jest ok, za to jak coś ja muszę z wyższej półki podać to stanie przy mnie, zadziera głowę wysoko i krzyczy na pół sklepu 'siama!siama!'


'bozia'

Co dzień na spacerze musimy zrobić przejście koło kościoła, powiedzieć 'ameń' i iść dalej.
Dziś przy południowym spacerze przechodziłyśmy koło cmentarza(mniej więcej w środku osiedla jest położony cmentarz, a za jego ogrodzeniem mały park, alejki i dużo kasztanów ;) ) gdzie odbywał się pogrzeb. Kiedy organista zaczął grać, mała rozgląda się, od razu pyta 'ciotojeś' po czym z wielką radością krzyczy 'bozia!'. Potwierdziłam, że tak to msza jest niedaleko, po czym mała kminiąc w główce padła na kolana i krzyknęła 'ameń!'. Mina pana nas mijającego - bezcenna :D



A na koniec info dla mam z Krakowa.

W następną sobotę 28.09 w Futura Parku w Modlniczce odbędzie się inspekcja fotelików samochodowych. Oczywiście za free. Można umówić się na sprawdzenie tego czy dobrze mamy zamontowany fotelik w aucie i czy dobrze zapinamy pasu dziecku. Więcej info na stronie : http://inspekcje-fotelikow.pl/.
My zapisani bylismy w zeszłym roku, niestety choroba małej uniemożliwiła udział. Mam nadzieję, że tym razem się uda.


Mooonik :)

p.s. córeczko z twoim przyzwoleniem czy bez i tak będę cię kochać :*

piątek, 13 września 2013

w czasie deszczu...

... dzieci nie muszą się nudzić.

Mogą np. malować farbkami. Takimi specjalnymi do malowania rączkami. Jako, że ranek dzisiejszy był bardzo brzydki i deszczowy, wyciągnęłam farby i Isia malowała
 najpierw odciski
 później motylek
i pszczółki lub inaczej 'bzzziiii'
po prawej moja pszczółka, po lewej córki. całkiem podobna prawda? ;)
były jeszcze rybki, ale gdzieś zaginęły chyba przy sprzątaniu.


Jednak największa frajda była gdy wsadziłam małą do wanny i pozwoliłam tymi umorusanymi rączkami maziać po płytkach ;)



A na koniec pokażę Wam co w krakowskiej trawie piszczy ;)




i oddalam się pod ciepły kocyk z filiżanką ciepłej herbaty...


Mooonik :)



piątek, 6 września 2013

kultura przede wszystkim ;)

Scenka w kuchni.

Mała chce przejść jednak między nogami plącze się psiak. Co ona na bok, to i on na bok, jak ona w drugą stronę to i on w drugą stronę. Znacie to? ;) I mała w końcu się zatrzymała, popatrzyła z góry na psa i mówi do niego "pasiam!"(przepraszam). Po czym wykorzystując chwilowe zatrzymanie psa(pewnie w szoku był ;)) przeszła i udała się w swoją stronę.

Scenka w pokoju.

Isia siedzi w pokoju układa puzzle. Widzę, że coś jej nie idzie, więc pytam czy jej pomóc. Chwila namysłu i odpowiedź - "moziesz" 
:D

Scenka na spacerze.

Idziemy chodnikiem wzdłuż bloku, mała prowadzi swój wózek z lalą. Z naprzeciwka idzie pani. Isia widząc ją, z daleka już odsuwa się na bok mówiąc "odej", a kiedy pani zbliża się do nas  mówi "plosie" :D Po czym jak pani przeszła, ona też wzięła wózek i poszła dalej.

No serio Wam mówię, rozwala mnie to dziewczę :D

A jakby mało było to zaczęła wołać - "cio to jeś" wcześniej było samo "cio to", natomiast teraz dołączyła "jeś" i brzmi to przekomicznie jak tak idzie co chwilę pyta "cio to jeś" na każdą, każdą rzecz ;)


Mooonik :)





niedziela, 1 września 2013

przemyślenia, decyzje, rozmyślania i wahania ...

      Od jakiegoś czasu rozglądamy się za jakimś gniazdkiem dla nas. Jeździmy, oglądamy, szukamy ogłoszeń w internecie, rozwieszamy info na słupach w małych miejscowościach itp. Czasem ktoś zadzwoni, ktoś napisze. Że ma domek, że ma mieszkanie, działkę. Niestety po przyjechaniu na miejsce okazuje się, że domek pamięta czasy sprzed 1szej wojny światowej, remont w mieszkaniu wyniósłby drugie tyle co właściciel sobie woła, a działka na środku ma słup energetyczny.
     
      Na samym początku poszukiwań oglądaliśmy pewne mieszkanie jakieś 20 kilka km od Krakowa. 3 pokoje, kuchnia, łazienka, wielki przedpokój i jeszcze jedno pomieszczenie z przeznaczeniem na składzik rzeczy niepotrzebnych. Wtedy cena okazała się jednak zaporowa. Przypadkiem w ostatnich dniach natknęliśmy się na ogłoszenie dotyczącego tego mieszkania z niższą niż wcześniej ceną. Sporo niższą. Można by powiedzieć, że odpowiadającą naszej kieszeni i budżetowi. I wszystko byłoby super gdyby nie jedna rzecz. Mieszkanie to jest na wsi. Takiej 'wsi spokojna, wsi wesoła' z wiersza J. Kochanowskiego. Jest to mały 2-piętrowy blok z 6 mieszkaniami.

      I tu pojawiają się wątpliwości. Moje głównie. Czy umiałabym mieszkać na wsi? Jestem typowym mieszczuchem, nie ukrywam. Lubię ten zgiełk, pośpiech, bliskość do wszystkiego począwszy od sklepu, przez aptekę, kościół i na SH kończąc. Lubię światła latarni, szum aut i to, że miasto nigdy nie śpi. Nie umiem(a może nie znam i dlatego nie umiem?) odpoczywać w kompletnej ciszy. Przeraża mnie taka cisza, boję się jej po prostu... Wiem, że dla naszej córki byłaby to dużo lepsza opcja dorastania w czystym powietrzu(ehh ten smog krakowski), miałaby większe, a nawet dużo większe szanse na przedszkole. Tylko martwię się utratą kontaktów z rówieśnikami. Boję się, że ja się nie odnajdę się w takim życiu. Takim spokojnym, gdzie sklep zamykają o 17, a w sobotę o 14. Gdzie wszyscy o tobie wszystko wiedzą, a tym bardziej gdy jesteś nowym. Gdzie nocą słychać jak mucha siada, a na spacer idziesz wzdłuż drogi, bo nawet pobocza brak. Przed tym blokiem jest taki trawnik?/plac zielony?/coś jak łąka? sama nie wiem jak to nazwać. W każdym razie stoją tam słupki z rozwieszonymi sznurkami na pranie, jest coś a'la chlewik gdzie można by świnki hodować (:D) Nie ma za to ani  ławki, ani huśtawki, że o piaskownicy nie wspomnę. Mój mąż dorastał w domu na wsi, ja w bloku. Długo nie mogliśmy znaleźć kompromisu co do tego gdzie byśmy chcieli mieszkać. To mieszkanie by nas po połowie godziło- dla męża spokojna wieś, dla mnie mieszkanie bez zmartwień czy nie zasypie mi śniegiem drzwi do domu.( ;) ) Niewątpliwie mieszkanie to ma bardzo dużo plusów. Zaczynając od metrażu(ponad 2x więcej niż teraz!!), braku opłat za wynajem(gdzie teraz jest to dużo ponad tysiąc zł ;/) bo byłoby to nasze, kończąc na tym, że moglibyśmy mieć wreszcie wspólny adres zamieszkania(po 5latach od ślubu hehe), Tylko największy problem jest ze mną. Nie umiem, po prostu nie umiem sobie wyobrazić mieszkania tam. Spędzania tam dzień w dzień kolejnych kilka lat. Mąż mówi, że ostatecznie można by je za parę lat sprzedać i wrócić do Krakowa, ale czy znajdziemy chętnego? Czy będzie się to opłacało? Nie wiemy tego.

      Trudna decyzja przed nami, a właściwie przede mną. Ciężko mi tak po prostu zrezygnować z miasta. I nie chodzi o to, że to Kraków, że wielkie miasto, że zabytki, srytki i centra handlowe. Chodzi o sam fakt mieszkania w mieście. Nie wiem czy ktoś ma podobnie, czy może ktoś podejmował podobną decyzję. Może ktoś mi coś doradzi albo podpowie co robić? Decyzję będę - będziemy podejmować sami, ale jakakolwiek opinia jest mile widziana.



Mooonik :)


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

cichosza...i o pewnym spotkaniu

Cicho tu... Wiem. Z jednej strony spowodowane jest to tym, że korzystamy ile się da z ostatnich letnich chwil, a z drugiej moje małe dzieciątko tak chwilami daje mi w kość swoim buntem, że jedyne o czym marzę wieczorem to przytulić głowę do poduszki i zasnąć i spać... i spać.. i spać...

Ale. Chciałam Wam opowiedzieć co o ostatnim weekendzie, spędzonym w towarzystwie dwóch wspaniałych dziewczyn ( i ich rodzin oczywiście ;) ). A dziewczyny te poznałam na pewnym forum. Jedna to 'koleżanka z porodówki', druga 'koleżanka ze ślubnego kobierca' ;) Do pierwszej wybieraliśmy się od dawna. Do drugiej od jeszcze dawniejszego dawna :D Aż w końcu się udało! Nie były to nasze pierwsze spotkania. Jednak z racji odległości nie możemy spotykać się co tydzień czy nawet miesiąc, czego ogromnie żałuję :( Dawno, dawno temu trafiłam na pewne forum w poszukiwaniu inspiracji przedślubnych. Tak poznałam dziewczyny z wątku młodych panien z 2008roku i tam zostałam na długo, bardzo długo. Natomiast kiedy zaszłam w ciążę dołączyłam do dziewczyn, które podobnie jak ja miały termin porodu na jesień 2011.

Przyznam Wam, że nigdy nie spodziewałabym się, że przez internet można nawiązać taką fajną, mocną znajomość, a nawet przyjaźń. Przez te kilka lata rozmów na forum, przez gg, a obecnie przez fb mam wrażenie, ze poznałam dziewczyny 'na wylot' i są mi dużo bliższe niż te koleżanki, które mam na co dzień, w tzw. realu. Mimo kłótni, nieporozumień czasami, różnych zdań jakoś zawsze udaje się nam dogadać. Wiem, że mogę liczyć na dziewczyny w każdej sytuacji.Nie raz dały mi odczuć, że jestem dla nich kimś więcej niż avatarem na czacie. I mam nadzieję, że one też o tym wiedzą! I ten weekend mimo zmęczenia fizycznego był niesamowicie doładowującym baterie weekendem ever!


Dziewczyny - M&M ;) dziękuję Wam bardzo za ten weekend. Za każdą rozmowę, za każdy śmiech i poważny temat. Za każdą chwilę kiedy mogłyśmy tak po prostu posiedzieć 'fejstufejs'. To był wspaniały czas i mam nadzieję,że uda się go powtórzyć!
Buziaki dla Was :* i dla małego S. i dużego P. i małej A. i dużego T. też :D



Mooonik :)


p.s.
M&M nie są jedynymi osobami, które poznałam na tych wątkach. Jest ich więcej. Kilka dziewczyn spotkałam na żywo. Następne bym chciała spotkać. Przekonały mnie, że warto zaufać  avatarowi z drugiej strony, bo można poznać kogoś niesamowicie wartościowego i fajnego. I mimo,ze od jakiegoś czasu nie należę do pewnych grup te osoby, dziewczyny zawsze będą mi bliskie. Pamiętajcie o tym. Nawet jeśli myślicie(myślisz!), że to wasza wina, że coś zrobiłyście nie tak, to nie myślcie tak, ja po prostu jestem dziwna. I ciężko mnie czasem zrozumieć. Jednak żadnej chwili spędzonej z wami nie żałuję, żadnego słowa wyklikanego, żadnego buziaka wirtualnego, nic. Stało się co się stało. Nie ma sensu wracać do tego co minęło. Life goes on po prostu. Buźki!

czwartek, 15 sierpnia 2013

powrót do dzieciństwa ;)

        Wybraliśmy się na plac zabaw. We trójkę, mimo, że zwykle popołudnie to czas taty i córki, a mama odpoczywa;)w domu zabrałam się z nimi wtedy. A, że było to po lekkim deszczu córa obrała kierunek "baba" czyli piaskownica. Ja siadłam na ławce, a tata z małą zawładnęli całą piaskownicą. Patrząc na nich nie wiedziałam kto się bardziej cieszy z tego mokrego piachu i kto ma większą radość z zabawy :D tata zasypywał córce nogi, robił babki, ona go obsypywała piachem kiedy wierzgając uwalniała stopy spod piachu. Śmiechu i pisków było co niemiara ;) A na koniec tata zrobił małej- naszej wielkiej fance samochodów wszelakich, auto z piasku, które miało nawet koła i zarysy drzwi, i okien. I chociaż chwilę po "oddaniu do użytkowania" zginęło śmiercią tragiczną- czyli zostało rozwalone łopatką to córce się bardzo spodobało ;)


     

         Uwielbiam patrzeć na męża i córkę jak się razem bawią. I chociaż nie jest tak, że gdy tata wraca do domu, mama  może przestać istnieć, to jednak mają ze sobą super więź i wiem, że spokojnie mogę zostawić ich samych bez martwienia się i dzwonienia co 5minut czy wszystko ok.


Mooonik :)

p.s. wybaczcie kiepską jakość zdjęć, ale miałam tylko telefon, a zaczynało się już ściemniać


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

papuga :)

       Mamy w domu papugę. I bynajmniej nie ma ona kolorowych skrzydeł, pomarańczowego dzioba, dwóch nóżek i nie jest zamknięta w klatce. Mowa o naszej córce. Naszej niespełna 2latce, która od kilku tygodni wszystko po wszystkich naśladuje.

 Mowa - co byśmy nie powiedzieli wszystko będzie powtarzać. Każde słowo chce powiedzieć i mówi.
I później mamy takie kwiatki jak "jobać" czy "kuciki"* . Musimy się pilnować, bo oczywiście najłatwiej wpada w ucho to co nie potrzeba ;) Zaczyna składać proste zdania, opisywać co robiła, albo co się działo przed chwilą.
I każe nazywać się "niunia" :D Każde moje - kochanie, córeczko, Isiu, skarbie itp. jest prostowane na "niunia!"

Tak samo jest z zachowaniem. Smaruję sobie nogi balsamem - stanie przy mnie wystawi swoje nogi i mi powie - "niunia tesz", piję kawę -"niunia tesz", tata się goli - "niunia tesz", myję zęby, używam perfum,  antyperspirantu, zakładam wkładkę higieniczną, myję naczynia, niosę siatkę z zakupami, robię obiad, ciasto, piłuję paznokcie, wszystko, dosłownie wszystko jest "niunia tesz" :)




Ostatnio na spacerze szliśmy wszyscy, a Isiek kolejno nas nazywała - mamuś, tatuś, Muniuś, niuniuś(mówiąc
o sobie oczywiście). Miny przechodniów- bezcenne ;) Później wzięła piłkę, odwróciła się do nas i mówi - "pa pa mamuś ide kopa" Zaliczyłam przysłowiowy opad szczeny :O
I tak codziennie czymś nowym zaskakuje, a ja patrzę z niedowierzaniem, że to się tak szybko dzieje. Przecież to wczoraj leżała w gondoli, spała, jadła i robiła kupki, a dziś na moje - czy ty mnie córeczko słuchasz czy nic?, odpowiada mi "nic" ;)

Niesamowite to jest.


Mooonik :)

p.s.
*
jobać to zobacz
kuciki to kuleczki (takie mamy czekoladowe do mleka na śniadanie ;) )



czwartek, 25 lipca 2013

udana ;)

      Chodzimy alejkami, wyprowadzamy psa na spacer. Mała mi coś tłumaczy, pyta co chwilę "co to?" ja jej odpowiadam, ona sobie po swojemu powtarza, ja się śmieję i nito pod nosem, nito na głos mówię
"aleś ty udana, wiesz?" na co Isia :
"fiem" 
ja w śmiech, mówię do siebie "ojj ty, ojj ty " 
Isia
"oj ti, oj ti" 

padłam :D
uwielbiam tego mojego łobuza, cały dzień miałam dobry humor ;)


Mooonik :)


sobota, 20 lipca 2013

"wolne" od dziecka ;)

       Przyjechała babcia z ciocią i zabrały mi dziecko. Podobno na cały dzień. Naszykowałam im tylko potrzebne rzeczy typu pielucha, woda, jakieś jedzonko i ruszyły w drogę. A my mamy wolne*. Szczerze to chyba tak jeszcze nie było, a mała ma 21m. Z jednej strony super, a z drugiej hmm trochę dziwnie jednak. Muszę przyznać, że jakoś tak pusto w domu bez niej. Ot i cały dylemat matki. Z jednej strony chętnie by się pozbyła dzieciaka na cały dzień, a z drugiej zaczyna tęsknić chwilę po wyjściu dziecka z domu ;) Czy tylko ja tak mam czy to wszystkie mamy tak mają?

* wolne znaczy można uprać spokojnie firanki, pomyć okna, nadgonić porządki, które przy dziecku są dość utrudnione ;) Ale aż tak nie szalejemy, teraz odpoczywamy przy kawie i muzyce. Chwilo trwaj!

p.s. po cichu muszę się pochwalić czymś. Mała zaczęła wołać, że chce kupkę :O Jestem tym bardziej zaskoczona, że stało się to "samo" . Kto mnie zna wie, że nocnik i ja to dwie różne sprawy :D Nie sadzałam małej od kiedy tylko sama zaczęła siedzieć jak część moich znajomych, nie wysadzam, nie ganiam, nie naciskam, pozwalam żeby rzeczy toczyły się swoim torem. I jak widać moje olewnicze stanowisko się sprawdza(przynajmniej u nas oczywiście, bo każde dziecko jest inne, pamiętajmy ). No to oby tak dalej :)


Mooonik :)


wtorek, 16 lipca 2013

Liebster Blog Award

      Dostałam prawie jednocześnie dwa wyróżnienia w Liebster Blog Award od AniaW z http://mamania1.blogspot.com/ oraz Kingi Mak z http://gabi-mum.blogspot.com/ . Dzięki dziewczyny!

zasady wyróżnienia :


Wyróżnienie Liebster Blog Award  jest przekazywane przez nominowanego kolejnym 11 blogerkom lub blogerom jako uznanie za” dobrze wykonaną robotę”.  Celowo przyznawane jest “mniejszym” blogom o mniejszej liczbie zaglądających i obserwujących lub takich, które działają od niedawna – tak, by też miały szansę na zaistnienie w blogowej społeczności.  Osoba wyróżniona odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę , która blog nominowała do wyróżnienia, a następnie również wyróżnia 11 blogów informując o tym w podziękowaniu za  wyróżnienie  i  jednocześnie zadając swoje 11 pytań do nominowanych. Nie można nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.



Oto moje odpowiedzi na pytania od Kingi :

1. Ulubiony owoc.
truskawki
2. Kawa czy herbata?
herbata, ale owocowa, liściasta
3. Ile masz wzrostu?
170cm
4. Ranny ptaszek czy nocny marek?
nocny marek zdecydowanie
5. Ulubiona postać z bajki.
Miś o bardzo małym rozumku :)
6. Moim zdaniem marzenia...
...warto dążyć do ich spełnienia
7. Kobieta to..
ktoś, kto zawsze zrobi coś z niczego ;)
8. Auto czy rower?
obecnie pieszo ;)
9. Rano budzi mnie...
...mąż buziakiem wychodząc do pracy
10. Kobieta, którą podziwiam, to...
bliska znajoma, której historia mogłaby być dobrym materiałem na scenariusz filmowy
11. Co irytuje Cię w mężczyznach?
nieumiejętność odkładania rzeczy na swoje miejsce ;)

I odpowiedzi na pytania od Ani :


1. Twój znak zodiaku
Ryby
2. Ulubiony kolor?
czerwony
3. Chciałabym zwiedzić ...
jeśli miałabym wybrać jedno miejsce to byłoby to Machu Picchu, a najchętniej wybrałabym się w podróż dookoła świata
4. Jakiej muzyki lubisz słuchać?
głównie metal, gothic rock, rock
5. Ulubiony sklep odzieżowy?
SH :D
6. Jakie pasje chciałabyś rozwijać u swojego dziecka?
takie, które sama będzie chciała
7. Jakie Ty masz pasje?
fotografia
8. Morze, jeziora czy góry? 
tylko góry
9. Jak dużą rodzinę chciałabyś mieć?
najchętniej 2+3 wliczając psa ;)
10. Piosenka, która kojarzy Ci się z romantycznymi chwilami w Twoim życiu?
"Zabiorę cię.." Kancelaria oraz "Nothing else matters" Metallica
11. Tusz do rzęs czy szminka?
tusz do rzęs


Moje pytania : 

1. kino czy teatr?
2. dom na wsi, czy mieszkanie w mieście?
3. impreza w domu czy na mieście?
4. ulubione danie?
5. wymarzona praca?
6. coś co zrobiłaś z myślą tylko i wyłącznie o sobie ostatnio to...?
7. ulubiony serial?
8. bez jakiej rzeczy nie ruszasz się z domu?
9. gotówka czy karta?
10. codzienny rytuał, coś co  być musi ( np poranna kawa;) )
11. smsy czy telefon?

i zapraszam do zabawy :

Mooonik :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

to był udany dzień :)

      Wczoraj był naprawdę fajny dzień. Nie dość, że pogoda w końcu się zrobiła przyzwoita to po półtorej tygodnia siedzenia w domu przez choroby mogliśmy w końcu wyjść na spacer. Ahh jak było przyjemnie wyrwać się z czterech ścian i w końcu pooddychać świeżym krakowskim powietrzem ;)
Ale najpierw z rana upiekłyśmy z małą muffiny czekoladowe z malinami. Mmmm pycha!






A po południu wybraliśmy się na spacer całą czwórką.

było zbieranie kamyczków




nasz pies nauczył się latać :D




samolot, leci! tam!


było prowadzanie psa na smyczy, jak widać każde w swoją stronę ;)


a na koniec wygłupy z mamuśką





To był bardzo fajny dzień. A na koniec jego dziewczę poszło spać już po 20, dając rodzicom dłuugi wolny wieczór ;)


Mooonik :)


wtorek, 9 lipca 2013

mamusia ci kupi...

       Znacie to? A może pamiętacie ze swojego dzieciństwa?
Ostatnio na placu zabaw, pewna pani wręcz obruszyła się na mnie i stwierdziła, że przesadzam. Mała bawiła się samolocikiem jakiegoś chłopczyka. Kiedy okazało się, że chłopiec chce swoją zabawkę z powrotem, wzięłam Isię i poszłyśmy oddać. Jak się można domyśleć nie zrobiła tego z radością, a wręcz przeciwnie. I kiedy zaczęła płakać, a ja kucając obok niej tłumaczyłam, że to chłopczyka zabawka, że jemu jest smutno bo by się chciał nią pobawić, że rozumiem, że jest teraz zła, że musi oddać samolot itp. babcia tego chłopca podeszła do nas i mówi -"a czemu płaczesz, a nie płacz, a mamusia ci taki kupi" (!!!!!) Ohhh jak mnie to wkurzyło. Ale spokojnie mówię do pani, że nie życzę sobie, żeby obiecywała mojej córce coś w moim imieniu, chyba, że sama ma ochotę pójść do sklepu i kupić jej taki samolot. Pani popatrzyła na mnie i jak to bywa w 99% podobnych przypadków dotyczących dzieci odpowiedziała do mnie - "ale ona jeszcze nie rozumie, nie będzie pamiętać" (!!!) Szybko zabrałam małą i odeszłam daleko, bo inaczej pani nie usłyszałaby z moich ust niczego miłego.
Strasznie, ale to strasznie nie znoszę traktowania dzieci jako nic nie rozumiejących, nie mających prawa głosu, bez szacunku itp. Jeśli obiecuję coś małej to staram się, żeby to była taka obietnica, którą jestem w stanie spełnić. Nie przekupuję jej lodem/ciastkiem/zabawką, kiedy pora wracać do domu, a ona oczywiście chętnie by jeszcze została na dworze, nie obiecuję gruszek na wierzbie, żeby coś zrobiła. Dopuszczam, że może mieć zły humor, że może czegoś nie chcieć, nie mieć ochoty. Moja córka jest dzieckiem, ale przede wszystkim człowiekiem. I tak staram się ją traktować, z szacunkiem. Tak jak dorosłego, pamiętając jednak, że ma od niego trochę inne priorytety i  moje - idziemy do domu, może dla niej znaczyć prawie że koniec świata ;)


Mooonik :)

wtorek, 2 lipca 2013

Niezłe śjółko ;)

      Robimy obiad. Znaczy ja robię, a mała się przygląda siedząc na blacie. Wyjmuję z szafki oregano.

mała - cio to?
ja - zioła do spagetii
mała - śjoła

ja- opad szczeny :D


Jestem pod wrażeniem tego jak w ostatnich kilku dniach rozwinęła się jej mowa. Przez sam tylko weekend nauczyła się mówić : jedzie, idzie, poka(ż), daj, mam, pić, leci, chodź (oć), helikopter(kopeet) :D, jeszcze, już, wujek, woda, babcia (już nie baba a bacia), ciocia, oko, okno, buzia, buty, burza, kuku(w zabawie) i  Uuuniek czyli nasz pies Muniek. Zaczyna też powtarzać jedno zdrobnienie swego imienia ;)  I tworzy pomału dwuwyrazowe zdania ;) Np. mama/tata/Uniek si ;) Oko ała(przy myciu jak jej coś wody kapnie, czy piasek na placu zabaw zaleci). Nie ma kopaka(koparki). Nie ma jał(kotka). Bum bum jecie (auto jedzie) itp.
Jest fajnie :)


Mooonik :)


niedziela, 30 czerwca 2013

Tonę cierpliwości kupię pilnie!

        Bunt dwulatka. EE tam, u nas do tego daleko, nas to nie dotyczy, ba nawet się łudziłam, że może dane nam będzie wcale go nie uświadczyć. Ohh jak ja się myliłam.... Od kilku dni naprawdę nie ogarniam. Rzucanie się na ziemię i machanie nogami i rękami  to pikuś. I to Pan Pikuś nawet. Takich atrakcji to ja się nie spodziewałam.
        Opowiem Wam coś tylko z dzisiejszego dnia. Poszliśmy rano do kościoła. Ledwo przekroczyliśmy próg mała woła, że chce wyjść z wózka. Mówię chwilka, staniemy tylko i cię wyciagam. No i się zaczęło- bo ona chce już i natychmiast! A potem już z górki. Chciałam rozpiąć sweterek- NIE! I rzut na ziemię. Wzięłam na ręce- Ryk! Rozpiełam sweterek - Ryk !Postawiłam na podłodze - Ryk! No to biorę na ręce bo wyciąga, że chce do góry i co? Ano - Ryk! bo jednak chce stać na ziemi. No to odstawiam, wyciąga ręce po parasol. Mówię, ze nie może- Ryk! Stanęła obok dziewczynka i zaczęła się naszej przyglądać  z zainteresowaniem. Jak się okazało sprawiło to, że Isiek przestała ryczeć. Uffff sytuacja opanowana. Nastała cisza i do końca mszy był już spokój. Ale, ale, spokojnie, spokojnie to jeszcze nie koniec ;) Wracamy do domu. Jak to po wyjściu z kościoła, ludzi pełno, a to wózek, a to dziecko. No ciasnawo na chodniku po prostu. Nasza zażyczyła sobie, że będzie pchać wózek. No to tłumaczę, że nie może, bo w kogoś wjedzie, zrobi mu ała itp... No i zgadnijcie jakaż była jej reakcja? Zgadza się - Ryk! I tak pół drogi do domu ryczy. Drugie pół mąż wziął na barana więc było spokojnie. Do czasu dojścia pod klatkę i otworzenia bramy. Ryk! NIE! NIE! Ona nie idzie do domu. Próbuję przekonywać, że idziemy do pieska, przebierzemy się, zjemy obiad i wyjdziemy od nowa. Nawet nie chciała słyszeć o tym. Mąż wziął pod pachy i wniósł do góry. W domu radość na widok psa. Jednak nie trwała za długo, no bo chciałam ją rozebrać z kościołowych ciuszków. Ha! Zgadnijcie co się stało? Ryk! I tłumaczę, że przebieramy się do obiadu, żeby nie pobrudzić sukienki, że założymy spodnie, żeby do piachu były itp, itd....A gdzie tam, nic nie dało rady jej przekonać. Myśleliśmy, że pójdzie spać bo pobudka była o 6, ale gdzie tam, na samo pytanie 'idziesz spać' zaczęła krzyczeć "NIE, NIE!", no to okej nie to nie;)  Popołudniem wybraliśmy się pooglądać samoloty na pikniku lotniczym to zafascynowana oglądała akrobacje krzycząc co chwilę "kółko" albo "łaaaaał" :D. Przyznam, że tego było nam trzeba - chociaż chwilki oddechu od tego jej ryczenia ;) No, ale cobyśmy za bardzo się nie przyzwyczaili po wyjściu z auta jak chcieliśmy wejść do domu, to co się stało? Ano zgadza się! Młoda znowu się zbuntowała, bo ona chce jeszcze iść "baba" czyli na plac robić babki. A była już prawie 20. Nie wiem skąd ona czerpie energię? Musi posiadać jakieś bateryjki, które tylko doładowuje cichaczem, bo to niemożliwe przecież ;)
I tak po wielkich krzykach i awanturze weszliśmy do domu, wypiła mleko, wykąplismy ją i tatuś młodą uśpił, i nareszcie zapadła tak wyczekiwana  CISZA.
Ćććśśśśśśśśś......

A - tak dla kontrastu dodam, że w chwilach kiedy mała nie ryczy to całuje wszystkich i wszystko. Nieważne czy jest to inne dziecko, nasz pies czy naklejka na witrynie sklepu. W myśl zasady - wszystkim po równo, rozdaje mokre całusy :D


ps. celowo piszę "ryk i ryczenie" bo to nie jest płacz, nie ma przy tym łez, to jest taki dziki krzyk, sprzeciw i po prostu bunt na wszystko i przeciwko wszystkiemu.

ps2. staram się małej wszystko tłumaczyć, staram się ją zrozumieć, zawsze jestem przy niej kiedy się tak buntuje, kiedy nie wie co się z nią dzieje, nie radzi sobie sama ze sobą i swoimi emocjami, zawsze ją przytulam i głaszczę po plecach(oczywiście nie na siłę, po prostu jestem blisko, jak podejdzie i chce to się tulimy). Ale czasem tak po prostu, po ludzku opadam z sił i mam wszystkiego dość. I też bym sobie poryczała ;)

Mooonik :)


poniedziałek, 24 czerwca 2013

to się doczekałam ;)

       Mała pomału rozwija swoje słownictwo. Ostatnio doszło słowo "odej" czyli "odejdź". Myślę, że opanowała je po tym jak na placu zabaw często prosiłam ją, żeby odeszła sprzed zjeżdżalni kiedy inne dzieci zjeżdżały na niej. I tak po kilku(-nastu bądź -dziesięciu razach nawet) utrwaliło się w jej główce i teraz sama jak widzi, że ktoś zjeżdża powtarza "odej, odej" ;) Żeby nie było - rozumie co słowo znaczy, używa go w innych właściwych sytuacjach też i tu dochodzimy do sedna sprawy. Wieczorem usypia małą zawsze tata. Od samego początku to taki nasz czy też właściwie ich rytuał. I w ostatnią sobotę po kąpaniu i ubraniu, jak zwykle poszłam dać buziaka, powiedzieć dobranoc córce, a ona mi na to "papa, mamusiu odej", "tatuś" i pomachała mi rączką jak zawsze gdy wychodzę z pokoju.
A tak się nie mogłam doczekać aż zacznie mówić hehehe.

Mooonik :)

p.s. córeczko muszę Cię zmartwić, nie dam się tak łatwo przegonić ;)


niedziela, 16 czerwca 2013

awans ;)

      Awansowałam ostatnio ;)
Nie jestem już "mama", "mamo". Od kilku dni mała woła mnie "mamuniu" ♥
W końcu nie muszę zazdrościć mężowi wołania "tatuś" ;)


Mooonik :)


wtorek, 11 czerwca 2013

Pyszna woda zdrowia doda?


      W zlewie, w garnku stały sobie truskawki w wodzie. No musiałam je zamoczyć, bo miały tyle piachu na sobie, że płucząc je tylko pod wodą na pewno bym się tego piachu nie pozbyła. Mała przytargała sobie taboret, stanęła na nim, wzięła butelkę, w której zwykle bierzemy wodę na spacer, zanurzyła w tym garnku z truskawkami, poczekała aż się woda naleje, przechyliła butelkę i wypiła tę wodę. Tę z płukania truskawek, pełną piachu i nie wiem czego jeszcze.... Ja w tym czasie szykowałam kolację. Dzieliła nas odległość kuchenki...
Strach się bać co jeszcze wymyśli ;)


Mooonik :)


p.s. córeczko, to Twoje "aaaaaaaaaah" pokazujące jak pyszna była ta woda - bezcenne ;)


wtorek, 4 czerwca 2013

Odsmoczkowanie

      Od jakiegoś czasu zamierzaliśmy oduczać małą ssania smoczka. Niby miała go tylko do zasypiania, ale czasami w nocy jak się przebudziła to zanim ona go znalazła, albo zanim ja czy mąż przekopaliśmy łóżeczko i całą rzeszę miśków to swoim płaczem dziewczyna nasza zdołała pewnie obudzić pół osiedla ;) Raz już podjęłam próbę odsmoczkowania i o ile na noc zasnęła bez problemu, tak przy drzemce dziennej wolę nie wspominać jak płakała za smokiem. Widać nie był to tamten czas, ponieważ tym razem w ciągu 3dni córa całkiem zapomniała o smoczku. Nie było przeczekiwania i słuchania jak płacze ( a o takich sposobach głównie czytałam, że trzeba przeczekać, że dziecko będzie płakać, że rodzic musi być wytrwały itp. itd... lepiej będzie jak nie napiszę co sądzę o takich metodach). To jak to się stało? Koleżanka opowiedziała mi co zadziałało u jej synka. Mianowicie dziura w smoku :D Tyle, że u niej młody sam postarał się o uszkodzenie smoka. U nas musieliśmy temu delikatnie pomóc. I tak mąż wziął smoczek, zrobił w nim dwie dziury i czekaliśmy na porę spania córki. Po kąpaniu, ubraniu i odłożeniu do łóżeczka mała dostała smoka. Od razu cypnęła go do buzi, pociumała, wyjęła, wsadziła z powrotem, znowu wyjęła, obejrzała smoczka z każdej strony po czym wyciągnęła rękę do nas pokazując, że coś jest nie tak. Ale my udaliśmy głupich, że nie wiemy o co chodzi i powiedzieliśmy dobranoc, położyliśmy małą, ja wyszłam, a mąż został. (nie chcieliśmy okłamywać jej, że nie wiemy co się stało/ że się zepsuł czy coś innego jeszcze, po prostu nie powiedzieliśmy nic) .Podobno powtórzyło się to samo, ale za chwilę mała się sama ułożyła, otoczyła miśkami i zasnęła. Z tym dziurawym smokiem. Następnego dnia na drzemkę w dzień spać nie poszła, na noc zasnęła trzymając plastik w buzi. A trzeciego wieczora kiedy chciałam jej podać smoczka, kategorycznie krzyknęła "NIE!" . No to odłożyłam go na półkę. Dziś schowałam do pudełka z pamiątkami ;) Tak oto zakończyła się jej przygoda ze smokiem. Cieszę się, że tak łatwo nam poszło i obyło się bez płaczów i żali. Chociaż pewnie jakby bardzo płakała to dałabym nieuszkodzonego smoka i poczekała na następny moment. Jestem jednak zwolenniczką tego, że dziecko samo dojrzewa do pewnych spraw, tylko trzeba umieć wsłuchać się w to czego ono chce :)


Mooonik :)


p.s. zastanawiam się jaki wpływ na brak drzemki w dzień miało to odsmoczkowanie. Odkąd nie ma smoka, nie ma spania w dzień. Dziś było, ale chyba przez tę okropną pogodę ;/ Zobaczymy jak będzie dalej.


poniedziałek, 27 maja 2013

Dzień Mamy

Dostałam wczoraj pierwszą laurkę od córki. Podpisaną  odbiciem jej rączki. Najpiękniejsza kartka jaką kiedykolwiek dostałam ♥
Łezka się zakręciła :)


p.s. podejrzewam mały udział taty w tej sprawie. Dziękuję Kochanie :*



Mooonik :)


p.s. córeczko na następny rok czekam na wierszyk :)))))


czwartek, 23 maja 2013

Kto ty jesteś ?

ja - kto ty jesteś?
mała - bejbi

ja - a czym się lubisz bawić?
m - kopaaka
:D

tak ostatnio wyglądają rozmowy moje i córki ;)

Małej doszły do słownika właśnie nowe słówka -

bejbi od ang. baby - dziecko
kopaaka - koparka
dać - przy czym używa tego podając nam do rąk rożne rzeczy
mam - jak ma coś w łapce
cici - kici na kotka
apa - papa 

robi sie coraz ciekawiej ;)

      A co do koparki. To nie tylko koparka jest jej ulubiona. Ulubione są wszystkie autka. Mało tego na ulicy przy każdym aucie musimy się zatrzymać, mała powie ze to "buum bum" i policzy wszystkie "kółko". Po czym dochodzimy na plac zabaw i zabieramy wszystkie autka jakie nam się napatoczą pod nogi. Nie no, żartuję ;) Ale na spacer zamiast zabawek do piachu zabieramy autka. Jeśli jakieś dziecko ma swoje autka jest wielce prawdopodobne, ze nasza córka do niego podejdzie i bez pytania się czy może, sprawdzi czy aby autko ma wszystkie "kółko" i czy dobrze jeździ. Serio. Nasze dziecko opanowała jakaś automania :D Nie wspomnę o tym, ze na hasło "idziemy na dwór" młoda biegiem leci po buciki i krzyczy "buum buum " ;)
Kierowca rajdowy czy taksówkarz (tudzież taksówkarka ;) ) nam rośnie czy jak? ;)


Mooonik :)



poniedziałek, 13 maja 2013

Kuchenna rewolucja ;)

       Dawno temu, jeszcze w ciąży jak byłam, koleżanka powiedziała mi, że czasami ma wrażenie, że jak urodziła swoją córeczkę to również urodziła połowę swojego mózgu. Coś w tym chyba jest, bo to co dziś zrobiłam nie znajduje żadnego logicznego wyjaśnienia. Zachciało mi się drożdżówek. Takich domowych, pachnących owocami, świeżych i w ogóle pysznych :D Po przejrzeniu po raz enty przepisu wysłałam mężowego na zakupy, przyniósł co potrzeba, więc pracę czas zacząć. Zrobiłam zaczyn drożdżowy, wysypałam mąkę, dodałam resztę składników, ciasto się super zagniotło i odstawiłam do wyrośnięcia. I coś mi za szybko zaczęło rosnąć, ale stwierdziłam, że pewnie dlatego, że stoi przy kuchence gdzie pyrkał barszczyk, gotowała się woda na kawę, miało ciacho ciepło po prostu. Po jakiejś godzinie jak zaczęło mi to wypływać z miski, wyrzuciłam na stolnicę, rozwałkowałam z ledwością mieszcząc je na niej, posmarowałam masą truskawkową, zawinęłam i ułożyłam na blaszce, po czym powędrowały do piekarnika. Wyszły pyszne, mięciutkie, nie za słodkie, meeega pachnące, takie jakie chciałam. Zdążyłam już sprzedać przepis siostrze, kiedy zapytała mnie ile dodałam drożdży? Zdziwiona odpowiadam, że tyle co w przepisie 2,5paczki. A ona mi na to, że trochę przedobrzyłam. Ale jak to? Eee, przecież tak jest w przepisie... Zaglądam od nowa, a tam jak byk stoi 25GRAM drożdży. A ja dałam ich 25 DKG(!) oooooOOOOOO!
No, to wyjaśniło się czemu ciacho tak ekpsresowo wyrosło :D


Całe szczęście nie czuć tych drożdży aż tak mocno, da się zjeść ;) zresztą zobaczcie, że wyglądają smakowicie :D






Mooonik :)


p.s  post z pozdrowieniami dla J :)





sobota, 11 maja 2013

ale obiecałaś...

      Trzeba pamiętać o złożonej obietnicy, prawda? Zwłaszcza jeśli składa się ją dziecku. Córa od babci dostała maskotkę - owieczkę, która bardzo szybko stała się nieodłączną jej towarzyszką. Owieczka ma taki sznureczek co to większość maskotek posiada. I ten sznureczek wziął się i urwał. Pech no. A stało się to jak mała kładła się na drzemkę. I była bardzo niepocieszona ponieważ nie mogła sobie tej owieczki zawiesić na rączce jak to zawsze robi. Obiecałam więc, ze jak wstanie przyszyję sznureczek na swoje miejsce. Jednak jako, że pamięć już nie ta ;) kiedy mała wstała zjadłyśmy obiad, poszłyśmy na spacer i wróciłyśmy na kolację. Szykujemy się do kąpania, a tu bach - mała leci z owieczką i prawie z wyrzutem w wydawanych z siebie dźwiękach pokazuje mi maskotkę i sznurek. Że nie zrobione! Ale obiecałaś! I ta jej minka takiej troszkę złości przeplecionej smutkiem. Achh mój słodziak. Nie było wyjścia - igła, nitka w ruch i szyjemy. Oczywiście przy asyście głównej zainteresowanej. Raz, dwa i sznureczek wrócił na swoje miejsce. Żebyście ja zobaczyli wtedy! To szczęście w oczach i radość całą sobą. Nie do opisania :) Cudowne jest to jak dzieci potrafią się cieszyć z tak prostych rzeczy. Powinniśmy uczyć się od nich tego.

     A na weekendzie majowym nowość - byliśmy u moich rodziców i mała opanowała słówka "baba" i "dziadzia" * czym przyprawiała dziadków prawie, że o łzy. Szczęścia oczywiście ;) A ze spaceru przyniosła nowe słowo - "tuta" czyli "tutaj" po prostu ;) Idziemy ścieżką, nagle mała się obraca i mówi "tuta" i dawaj naprzód. Zaczęło się chodzenie własnymi ścieżkami :D


*dziadzia brzmi bardziej jako "ciacia", ale bez wątpienia chodzi o dziadka


Mooonik :)

p.s. O kotku cały czas pamiętamy i co rano go szukamy ;)


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ile pamięta dziecko?

      Na pewno z dnia na dzień coraz więcej. Nie wiem jednak na jak długo może dziecko zapamiętać daną rzecz czy sytuację. Ale wiem, że od ponad tygodnia wychodząc na spacer poszukujemy kotka. Kotka, który leżał zwinięty w kulkę pod autem na parkingu. Wtedy go sobie obejrzałyśmy, mała chyba po raz pierwszy zresztą widziała żywego kota (uroki wielkiego miasta...), trochę do niego "pomiałczała" i poszłyśmy dalej. I od tamtego dnia co dzień przechodząc obok tamtego miejsca, mała się zatrzymuje, rozgląda i szuka. A tu nie ma. I stoi taka z rozłożonymi rekami i mówi "jaaałłł nie ma" co w wolnym tłumaczeniu znaczy właśnie, ze "kotka nie ma". Jednak ciekawiej jest gdy nie ma ani auta, ani kotka . Wtedy moja dziewczyna stanie, wskaże paluszkiem i powie "buubuu nie ma" i doda "jaaałłł nie ma" . A ja obok potwierdzam "tak, nie ma auta, bo pojechalo " i  "tak, nie ma kotka, bo poszedl na polowanie" ; )
      Takie to rozmowy matki z córką co rano przeprowadzamy ;)

      Poza tym przeżywa fascynację samolotami. A, że nad naszym osiedlem bardzo często one przelatują, ma dziewczyna zapewnioną atrakcję praktycznie cały dzień  ;)


Mooonik :)


sobota, 27 kwietnia 2013

Chorość

      Nie chorowałam ponad 2,5roku. Ba - nawet głupiego kataru nie miałam. Ostatnie co pamiętam to było sporo przed ciążą jeszcze. No i mnie dopadło, i dostałam kumulację. Czuję się jakby mnie stado słoni poturbowało, a dodatkowo moje płuca chciałyby na spacer wyjść - w sumie co się dziwić wiosna w pełni....
      A córa jak tylko widzi, że kicham zaraz biegnie z chusteczką i pokazuje mi jak smarkać. Dziękuję Ci Skarbie. I za chusteczki, i za wskazówki do smarkania ;)


Mooonik :)




piątek, 19 kwietnia 2013

Kura daje jaja

     Co nie? To oczywista rzecz dla nas, dorosłych. I od niedawna również dla mojego dziecka.
Czasami, żeby zająć czymś uwagę dziewczęcia, lub odwrócić ją od czegoś innego jak np. przy zmianie pieluchy,  urządzamy sobie przepytywankę z odgłosów zwierzątek. I tak na z głupa zadane pytanie "a co daje kurka?" po odpowiedzi na to, jak ona robi, dziewczę z entuzjazmem krzyknęło "JAJA!" No przecież to jasne jak słońce :D

W słowniku zagościły również nowe słowa:
kółka
kopa - przy kopnięciu piłki
łaaaaaaaaaaaaaaaa - czyli zachwyt nad czymś :D
ła - czyli piła


Z kółkami to była ciekawa sprawa. Od kilku dni mała chodziła i powtarzała  "okaa", "ołkaaa", "koooł" . Zastanawialiśmy się co te sylaby mogą oznaczać. Aż do wczoraj kiedy nagle stworzyła całość czyli "kółka". Żeby sprawdzić czy to świadome czy po prostu ciekawy do wymówienia zlepek słów poprosiłam, żeby mi pokazała ta kółka w zabawkach. I przyniosła autko :) A na spacerze dziś idąc wzdłuż parkingu było "buubuuu" i "kółka".  Super to z boku musiało wyglądać :D

Dziś wyrwało się również "mogę" i "babka" ale raczej obstawiam to jako przypadek. Pierwsze, gdy wzięła keczup i widząc mój wzrok mówiący "nie możesz"* uprzedziła mnie właśnie mówiąc "mogę". Natomiast "babka" wyszła jej z buzi, gdy chciałam by oddała mi ten keczup :D

A tak poza tym nie przewidziała lub też zapomniała matka, że to pierwsze wiosenne słonce to zdradliwe jest i mała opaliła sobie czoło na raka. Calutkie czerwieniutkie ma :( Widzę, że ją swędzi, bo ciągle trze rączką. Doraźnie smarowałam jogurtem na zmianę z tłustym kremem, dziś na noc dałam wazelinę, może ona coś polepszy... Chyba, że macie jakiś lepszy, sprawdzony sposób?

* "nie możesz "odnosi się do otwierania zębami tego właśnie keczupu.
Nie wiem czy to wszystkie dzieci tak mają, czy tylko mój wywrotowiec, ale każdą butelkę, słoik, butelkę wody z takim dziubkiem, żel czy też szampon ładuje do buzi i próbuje otworzyć zębami. A ja już w wyobraźni widzę jak za tym otwarciem lecą dolne jedynki i dwójki popędzane tymi z góry...



Mooonik :)

p.s. Córeczko, Twoje niespodziewane przytulaki i buziaki tak o, są cudowne :)