"Pozwól dzieciom błądzić i radośnie dążyć do poprawy." J.K.

niedziela, 23 marca 2014

jestem mieszczuchem



Ostatnio u Kingi czytałam,  że tęskni za wsią. Za spokojnym, leniwym życiem na wsi, w domku, za kawą w ogrodzie.
Cóż, u mnie jest zdecydowanie odwrotnie.

Jakiś czas temu przenieśliśmy się na wieś. Była to szybka, bardzo spontanicznie podjęta decyzja i gdybym dziś miała podjąć ją na nowo byłaby zdecydowanie odwrotna.

Tak właściwie mogę napisać, że spełniły się wszystkie moje obawy, o których pisałam  TU.
Nie umiem spędzać czasu w ciszy i spokoju (i nie chodzi tu o muzykę z radia czy tv). Denerwuje mnie to, że każde wyjście do sklepu czy na plac zabaw rejestrowane jest przez wszystkich mieszkańców ulicy. Dziwi mnie, że przez pół roku jak tu mieszkamy nie spotkałam na spacerze innej mamy z dzieckiem. A może na wsi się nie spaceruje i popełniam jakieś "fo-pa" spacerując w te i wewtę?

Denerwuje mnie to, że na większe zakupy muszę umawiać się z mężem, by wrócił z pracy w miarę wcześniej, bądź zarywać całą sobotę na wyjazd do Krk.
Ostatnio dość nagle nadeszła wiosna i ciepło. Co za tym idzie trzeba było myśleć o kupnie butów dla Isi. Niestety nie dało się tego załatwić od ręki, bo w tygodniu mąż wraca najwcześniej o 18 do domu, patrząc na dojazd do Krk - około pół h w jedną stronę, doliczając czas na zakupy wychodzi na to, że wrócilibyśmy przy dobrych wiatrach na 21, podczas gdy mała idzie spać o 20. Już widzę jej rozdrażnienie, marudzenie itp. Suma sumarum młode chodziło przy temp +15st w kozakach zimowych i bluzie. Uprzedzając - sama z dzieckiem wybrałam się raz MPK w poszukiwaniu prezentu dla męża na urodziny. To był pierwszy i ostatni raz. Częstotliwość kursowania autobusów mnie powaliła po prostu.
Zapomniałabym o deszczu. Jak zaczyna lać, lać nie padać, to nie zostaje nic innego jak siedzenie w domu. Idzie ześwirować od czterech ścian i przebywania tylko z dzieckiem.

Ludzie. Rany julek czy tu mieszkają jacyś ludzie?! Widzę ich tylko w niedzielę na mszy, czasem w sklepie przy zakupach. Że nie wspomnę o innych dzieciach. Ja wiem, że podobno do 3rż dziecku wystarcza samo jego towarzystwo, ale bez kitu przydałoby się, żeby córka cokolwiek miała kontaktu z innymi dziećmi.

Już pomijam kwestie palenia w piecu i smrodu prosto z wędzarni, jaki towarzyszy mi cały dzień. Po co się kąpać, skoro następnego dnia czeka to samo( tak wiem, są inne źródła ciepła, nie przekonuje mnie to). Robactwo. Pająki. Błoto. Dość nieprzyjemny zapach z kanalizacji przez średnio 4-5dni w tygodniu. Brak prądu kilka razy w miesiącu, bo wiatr, bo naprawa, bo przyłącze, bo jeszcze coś innego.

No nie podoba mi się tu po prostu.

Owszem są plusy i widzę je również.

Choćby to, że mogę puścić córkę przed dom i tylko z okien ją nadzorować. Super, że przy takiej pogodzie jak wczoraj można było wyjść przed dom, rozpalić grilla (choć ten podobno dla mięczaków, heh..) zjeść kiełbaskę i szaszłyki. Mogę wypuścić psa na dwór bez konieczności ubierania się i wyprowadzania na smyczy(bardzo przydatne zwłaszcza z rana). Wywieszam pranie na dworze i po wyschnięciu pachnie taką cudowną świeżością, której w mieście nie uświadczysz. Nie muszę się specjalnie ubierać i szykować, by wyjść z dzieckiem pobawić się na dworze. No i niewątpliwa wyższość domu nad mieszkaniem czyli przestrzeń. Tego w bloku niestety brakuje.

Być może gdybym pracowała a córa chodziła do p-kola  myślałabym inaczej.
Być może mając na miejscu kogoś bliskiego mówiłabym inaczej.
Być może.

A jednak.
Jestem mieszczuchem i nie mogę się doczekać powrotu do miasta.
Oby jak najszybciej...




Mooonik :)



16 komentarzy:

  1. Z tego wynika, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w Pl mieszkalam w jednym z wiekszych miast. Dla porownania tutaj w malym miasteczku 70 -tysiecznym zylo mi sie dobrze , chociaz wybieralismy juz obrzeza, a nie samo centrum. ? Od prawie roku mieszkamy na wsi I bardzo mi sie podoba (pomijam pajaki I inne robaki, ktore co nuz znajduje w domu). Lubie fakt, ze mamy duzy ogrod, ze jest cicho, za kamiennym murkiem mamy krowy I owce. Lubie fakt, ze jadac samochodem ludzie poznaja ciebie I machaja uprzejmie, jesli chodzi o spacer to mam podobne odczucia (pewnie wszyscy Nas znaja, a my prawie nikogo). Uwielbiam ta nasza prywatnosc I duzo przestrzeni dla chlopcow, a jak chcemy na plac to wsiadamy do samochodu I jedziemy chociaz jak I u Was musze czekac na M.bo mamy tylko jeden samochod. Suma sumarum podoba mi sie miejsce, gdzie dane jest Nam teraz mieszkac....;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajnie, że znaleźliście Wasze miejsce na ziemi :)

      Usuń
  3. Ja też w gruncie rzeczy jestem mieszczuchem. Nie mam serca do grzebania się w ziemi, "ręki" do uprawiania czegokolwiek, nie lubię zwierząt gospodarskich, a krów po prostu się boję.
    I teoretycznie powinnam być szczęśliwa, bo przecież mieszkam w wielkim mieście. Ale też nie jestem.
    Mieszkam w najbardziej zasyfionym mieście w Polsce. Wielkim, śmierdzącym, głośnym.
    Moje dziecko z placu zabaw przynosi do domu głównie co raz to nowe brzydkie słowa. Mnie w zaawansowanej ciąży pies z kulawą nogą nie pójdzie na rękę, bo mało kto tu widzi cokolwiek poza czubkiem własnego nosa - każdy się przecież spieszy.
    Zachwalającym życie w takim mieście polecam przejechać przez nie w godzinach szczytu - chamstwo "lokalsów" za kierownicą (zwłaszcza jeśli ma się pecha i auto na obcych tablicach) to temat na osobną epistołę.
    Młoda mężatka, że o matkach nie wspomnę, to dla pracodawców persona non grata.

    Chciałabym mieszkać w mieście, ale małym. Pochodzę z takiego ok. 50-60tys. mieszkańców - dla mnie optymalne. Nie ma ogromnej większości wad Krakowa. Mieszkałam też w dwóch malutkich - w obu było fajnie. Do molocha przeprowadziliśmy się za pracą męża i nawet on sam mówi, że gdyby nie to, to już dawno byśmy stąd wiali:/ Mimo, że mieszkamy teraz na jego macierzystym osiedlu, a piętro wyżej mieszka jego mama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, Krk jest bardzo zasyfionym miastem i z tego powodu między innymi do niego już nie wrócimy. Pamiętam jedną zimę jak Isia miała pół roku cały miesiąc przesiedziałyśmy w domu, bo na dworze był taki syf,że nie dało się dorosłym oddychać swobodnie nie mówiąc o dziecku..
      .
      Ciekawe, ja w ciąży trafiałam jednak na uprzejmość ze strony innych, a to miejsce w tramwaju, czy w kolejce na poczcie, czy też w kasie pierwszeństwa w markecie. Może południowa część Krk bardziej wychowana ? ;)

      Usuń
  4. hmm, to widzę, że wieś kompletnie Ci nie podeszła... :(
    sama nie wiem, czy chciałabym żyć na takiej wsi jaką opisujesz... na miasto narzekam, na mieszkanie w bloku też, na hałas itd. ale miasto ma jeden plus - jest wszędzie blisko (przynajmniej w moim mieście) i wiele się dzieje, a tego najwyraźniej bardzo Ci brakuje.
    z drugiej strony może to tylko kwestia przyzwyczajenia i za pół roku nie będziesz widziała świata poza wsią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu mam nadzieję, że za pół roku to ja już tu nie będę mieszkać ;)) taki jest plan przynajmniej.

      Usuń
  5. Sercem jestem mieszczuchem, dupą - mieszkam w zapyziałej wsi, a raczej w środku lasu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. w miescie jest wygoda, ale wiadomo raz na jakiś czas fajnie jest pojechać gdzieś za i sięwyciszyc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie rozwiązanie idealne- mieszkać w mieście, a mieć gdzieś działeczkę z małym domkiem, żeby na weekendy wyjeżdżać :)

      Usuń
  7. Mąż i ja pochodzimy ze wsi, ładnych parę lat pomieszkiwaliśmy w mieście i to duży, ale jak już zdecydowaliśmy się na zakup domu, to wybór padł na domek na wsi. Zresztą na zakup domku w mieście nas nie stać. Więc za dużego wyboru nie mieliśmy. I choć tak jak piszesz, moje dzieci też za bardzo kolegów czy koleżanek nie mają wokoło, ale sam wielki plus, że moją dwójkę puszczam na ogród czy podwórko i sami się bawią, a ja nie muszę z nimi lecieć na plac zabaw, który zresztą oddalony jest od nas ze 3 km w jedną stronę lub 7 w drugą. A do dużego miasta - przynajmniej najbliższego nam mamy właśnie z 7 km. Więc tragedii nie ma, a ja mam prawko i auto więc jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja prawko mam, ale drugiego auta już nie mamy, mąż musi dojeżdżać do pracy więc dupka.
      Fajnie, że też znaleźliście swoje miejsce :))

      Usuń
    2. My mamy jedno autko, ale jakoś dogadujemy się w sprawie - kto dziś mam auto:) A męża codziennie dowożę rano 7 km do pociągu i popołudniu odbieram:)

      Usuń
    3. oo nieee, wołami by mnie nie ściągnęli z łóżka o 5.30 żeby męża odwieźć do pracy :D

      Usuń

dziękuję za odwiedziny :)