"Pozwól dzieciom błądzić i radośnie dążyć do poprawy." J.K.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ile pamięta dziecko?

      Na pewno z dnia na dzień coraz więcej. Nie wiem jednak na jak długo może dziecko zapamiętać daną rzecz czy sytuację. Ale wiem, że od ponad tygodnia wychodząc na spacer poszukujemy kotka. Kotka, który leżał zwinięty w kulkę pod autem na parkingu. Wtedy go sobie obejrzałyśmy, mała chyba po raz pierwszy zresztą widziała żywego kota (uroki wielkiego miasta...), trochę do niego "pomiałczała" i poszłyśmy dalej. I od tamtego dnia co dzień przechodząc obok tamtego miejsca, mała się zatrzymuje, rozgląda i szuka. A tu nie ma. I stoi taka z rozłożonymi rekami i mówi "jaaałłł nie ma" co w wolnym tłumaczeniu znaczy właśnie, ze "kotka nie ma". Jednak ciekawiej jest gdy nie ma ani auta, ani kotka . Wtedy moja dziewczyna stanie, wskaże paluszkiem i powie "buubuu nie ma" i doda "jaaałłł nie ma" . A ja obok potwierdzam "tak, nie ma auta, bo pojechalo " i  "tak, nie ma kotka, bo poszedl na polowanie" ; )
      Takie to rozmowy matki z córką co rano przeprowadzamy ;)

      Poza tym przeżywa fascynację samolotami. A, że nad naszym osiedlem bardzo często one przelatują, ma dziewczyna zapewnioną atrakcję praktycznie cały dzień  ;)


Mooonik :)


sobota, 27 kwietnia 2013

Chorość

      Nie chorowałam ponad 2,5roku. Ba - nawet głupiego kataru nie miałam. Ostatnie co pamiętam to było sporo przed ciążą jeszcze. No i mnie dopadło, i dostałam kumulację. Czuję się jakby mnie stado słoni poturbowało, a dodatkowo moje płuca chciałyby na spacer wyjść - w sumie co się dziwić wiosna w pełni....
      A córa jak tylko widzi, że kicham zaraz biegnie z chusteczką i pokazuje mi jak smarkać. Dziękuję Ci Skarbie. I za chusteczki, i za wskazówki do smarkania ;)


Mooonik :)




piątek, 19 kwietnia 2013

Kura daje jaja

     Co nie? To oczywista rzecz dla nas, dorosłych. I od niedawna również dla mojego dziecka.
Czasami, żeby zająć czymś uwagę dziewczęcia, lub odwrócić ją od czegoś innego jak np. przy zmianie pieluchy,  urządzamy sobie przepytywankę z odgłosów zwierzątek. I tak na z głupa zadane pytanie "a co daje kurka?" po odpowiedzi na to, jak ona robi, dziewczę z entuzjazmem krzyknęło "JAJA!" No przecież to jasne jak słońce :D

W słowniku zagościły również nowe słowa:
kółka
kopa - przy kopnięciu piłki
łaaaaaaaaaaaaaaaa - czyli zachwyt nad czymś :D
ła - czyli piła


Z kółkami to była ciekawa sprawa. Od kilku dni mała chodziła i powtarzała  "okaa", "ołkaaa", "koooł" . Zastanawialiśmy się co te sylaby mogą oznaczać. Aż do wczoraj kiedy nagle stworzyła całość czyli "kółka". Żeby sprawdzić czy to świadome czy po prostu ciekawy do wymówienia zlepek słów poprosiłam, żeby mi pokazała ta kółka w zabawkach. I przyniosła autko :) A na spacerze dziś idąc wzdłuż parkingu było "buubuuu" i "kółka".  Super to z boku musiało wyglądać :D

Dziś wyrwało się również "mogę" i "babka" ale raczej obstawiam to jako przypadek. Pierwsze, gdy wzięła keczup i widząc mój wzrok mówiący "nie możesz"* uprzedziła mnie właśnie mówiąc "mogę". Natomiast "babka" wyszła jej z buzi, gdy chciałam by oddała mi ten keczup :D

A tak poza tym nie przewidziała lub też zapomniała matka, że to pierwsze wiosenne słonce to zdradliwe jest i mała opaliła sobie czoło na raka. Calutkie czerwieniutkie ma :( Widzę, że ją swędzi, bo ciągle trze rączką. Doraźnie smarowałam jogurtem na zmianę z tłustym kremem, dziś na noc dałam wazelinę, może ona coś polepszy... Chyba, że macie jakiś lepszy, sprawdzony sposób?

* "nie możesz "odnosi się do otwierania zębami tego właśnie keczupu.
Nie wiem czy to wszystkie dzieci tak mają, czy tylko mój wywrotowiec, ale każdą butelkę, słoik, butelkę wody z takim dziubkiem, żel czy też szampon ładuje do buzi i próbuje otworzyć zębami. A ja już w wyobraźni widzę jak za tym otwarciem lecą dolne jedynki i dwójki popędzane tymi z góry...



Mooonik :)

p.s. Córeczko, Twoje niespodziewane przytulaki i buziaki tak o, są cudowne :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wszystko można, co nie można

      Spacer po burzy. No może przesadzam- po gęstym,(w końcu!) wiosennym deszczu ;) Idziemy z małą, kopiemy piłeczkę. Taką małą, imitującą piłkę nożną, w biało-czarne łaty. Mija nas dziewczynka na oko 4latka i mówi do mojej - "w kałużę nie można" i przechodzi dalej. Uśmiechnęłam się pod nosem i powiedziałam do siebie, "można, można" ;)
      Moje dziecko może dużo. Pilnuję tylko, żeby nie zrobiła krzywdy sobie ani najbliższemu otoczeniu. Jeśli chce wejść w kałużę niech wchodzi, jeśli chce się pobawić w piachu, niech się bawi, chce się w nim położyć- niech się położy. Na placu zabaw zjeżdżalnie, huśtawki, mostki i inne nie mają przed nią tajemnic. Jest jedno miejsce gdzie potrzebuje mojej pomocy, by wspiąć się na górę domku, a dalej śmiga sama - troszkę na nogach, troszkę na czworakach. Staram się za bardzo nie ograniczać małej. Pozwalam jej złapać brudny patyk, wytaplać w kałuży czy wejść gdzieś gdzie nie powinna*.
      Trochę dziwi mnie dość często spotykane na dworze - tam nie wchodź bo piasek, uważaj bo kałuża, nie podnoś kamyka, nie wchodź sam/a na zjeżdżalnię, nie ruszaj, nie dotykaj, nie podnoś itp. itd. Pewnie nie ja jedna to słyszę. I takie nieodstępowanie dziecka na krok, a nawet bycie krok przed nim, żeby podłożyć chusteczkę pod kolano jak będzie upadał...Każdy ma swój sposób wychowania, nie wtrącam się, nie komentuję, ani nie zwracam nikomu uwagi, niech każdy robi jak chce. Ale też tego samego oczekuję od innych. I kiedyś, pewna pani widząc moje dziecko turlające się na piachu, prawie, że zemdlała i z krzykiem do mnie wyleciała - "ale jak tak można, matka stoi i nic nie robi!" usłyszała ode mnie "że właśnie po to tu przyszłam, żeby postać i nic nie robić" :)
      Pozwólmy dzieciom badać świat, pozwólmy im się uczyć, poznawać i eksplorować. Technika poszła tak do przodu, że można wrócić do domu i całe dziecko uprać - rozdzielając do osobnych miejsc afkors konkretne jego elementy ;) Nas to niewiele kosztuje, a dla dziecka są to ważne elementy rozwoju i po prostu sama radość. Nie bez przyczyny powtarza się, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko ;)

     Jest jeszcze jedna rzecz, której dzieciom nie można. Nie można im płakać. Tak, tak właśnie. Dziś na spacerze właśnie to usłyszałam od pewnej kobiety. Mała płakała- nawet bym rzekła, ze "wyła" ;) ( pomału chyba zaczynamy tzw. bunt dwulatka), bo nie mogła się zdecydować czy chce kopać piłkę, czy pchać wózek,a najlepiej jakby miała obie te rzeczy, chociaż tak właściwie wtedy też było "NIE!"  I tak stała przy mnie i płakała. Głośno płakała. Proponowałam wziąć na ręce, ale "NIE!" więc stałyśmy i czekałam na to co ona dalej zrobi. I wtedy podeszła pani i do niej mówi tak - "ale czemu to płaczesz? nie można płakać(sic!). chodź ze mną ja cię uspokoję(SIC!!)". Z każdym słowem tej pani moje oczy coraz szerzej się otwierały. I tak pani usłyszała - że "to jest moje dziecko i ono może płakać jak chce i nie potrzebuje obcych osób do uspokajania". Nie wiem, nie rozumiem. Przecież płacz niejako jest wpisany w życie dziecka. Dzieci płaczą, bo nie rozumieją swoich emocji, bo ich coś boli, bo jest im smutno, bo się uderzyły bądź po prostu mają zły humor. Dlaczego mam na siłę odwracać uwagę, uspokajać? Czasem naprawdę wystarczy pozwolić dziecku popłakać. Być w pobliżu i jeśli ono tego chce przytulić i dać buziaka. Moja córka wie(bo jej to powtarzam za każdym razem), że może w każdej chwili płaczu przytulić się do mnie. Nawet gdy nabroi, albo jej zabraniam czegoś.  Jestem blisko niej i czekam. Zawsze się przytula.  Mam nadzieję, że dzięki temu zbudujemy silną więź między nami.


* nie powinna zdaniem innych osób


Mooonik :)

p.s. Córeczko, kocham Cię.


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Warkoczyki, kucyki i inne


      Nasza mała urodziła się z buszem na głowie (a ja miałam zgagę w ciąży tylko raz ;) ) i wbrew wszystkim, którzy twierdzili, że jej te włoski wypadną, wytrą się itp. postanowiła je zapuszczać od urodzenia. I tak zapuszcza już półtora roku dając mamie radość i uciechę z możliwości plecenia warkoczyków, zapinania spineczek i upinania kucyków. Wszystko to tak właściwie na chwilę, bo córa nie przepada za czymś we włosach, ale cóż poradzić, choć chwilę oko cieszę ;) 


Co u nas nowego? A jest parę nowych rzeczy ;)

nowe słówka:

lala
buubuu - czyli auto jadące

ała - widzę podobieństwo do "nie ma" i dziewczyna tylko wyszukuje możliwości, żeby uzyć "ała", często prawidłowo

a(n-u)to -trudno mi to opisać, ma to być auto, a brzmi jakoś mniej więcej anto lub ato
i wspominane już "cio to" bądź "a cio to"
a poza tym wiele takich naszych wyrażeń, gestów i ruchów, które sprawiają, że dogadujemy się z córą bezbłędnie (no prawie ;) )

Od jakiś 2miesięcy nie używamy też wózka(a mnie to bardzo na rękę, bo spacerówkę mamy od kompletu 3w1 i do lekkich ona nie należy).Tak więc młoda spaceruje już tylko na własnych nóżkach, a jak się tak wybiega 2h na spacerze, tak potem drzemka trwa 3h :D Bierzemy go tylko do kościoła, ale po ostatniej niedzieli i tam chyba przestaniemy, bo co to za sens robić pusty przebieg ;)
Do tego dochodzi samodzielne ubieranie butów. I o dziwo na właściwe nogi ;) I w końcu robimy postępy jeśli chodzi o naśladowanie zwierząt bo do tej pory wszystkie zwierzęta szczekały :D Może to przez to, że mamy psa w domu? :)
I tak - piesek robi "hauuuł hauuł", kotek "jałłłłłłłłł",  kura to "koko", krówka robi "uuuuuuuuuu", a kangurki podskakują na nóżkach. Znaczy się córka podskakuje, nie mamy jeszcze kangura w domu :D Reszta zwierzątek nadal szczeka :D

No, a na koniec wyliczanki dodam, że chyba zaczynają wychodzić trójki i zaczynam się bać co będzie dalej.. Niech te wstrętne zębiska wyjdą  i w końcu dadzą jej odpocząć...


Mooonik :)

p.s.
Córeczko, uwielbiam Twój zapach jak wstajesz z drzemki :)





 



niedziela, 7 kwietnia 2013

"...ale to tylko biszkopcik..."

        Zaskoczyła mnie dziś pewna sytuacja. Może nawet nie zaskoczyła co zdziwiła. A może to ja jestem dziwna?
Byliśmy w kościele, jak co niedzielę na mszy dla dzieci. W tej parafii na szczęście msza dla dzieci to msza dla dzieci i każde dziecko "jest mile widziane" - czyli nikt nie patrzy "spodełba" jak małe dziecko zapłacze, krzyknie czy zacznie śmiać się w głos lub chodzi w tę i z powrotem*. Nasza mała właśnie takim chodziarzem jest. I dziś spacerując między ludźmi przystanęła na chwilę przy wózku z mniejszym dzieckiem i zaczęła je obserwować. Ot nic dziwnego. Aż nagle matka tamtego dziecka wyciąga biszkopta i daje mojemu. OooO ! Odsunęłam lekko rękę tej pani i mówię, że "nie dziękuję". Ona na to, ale że to dla małej. Stanowczo powtórzyłam "nie, dziękuję" na co kobieta "ale niech sobie mała zje" i wciska młodej w rękę tego biszkopta. Musiałam więc drugi raz stanowczo podziękować za owego biszkopta, wyjąć go małej z ręki i oddać pani mówiąc "nie dziękuję, ona takich nie je" inaczej by pewnie nie odpuściła. Czy tylko mnie to zdziwiło nie mówiąc nawet, że lekko zdenerwowało? Czy tylko wg mnie taka sytuacja nie powinna mieć miejsca?  Nasza córka może jeść biszkopty, nie ma przeciwwskazań,  ale do jasnej ciasnej częstowanie obcego dziecka przez obcą osobę to raczej nie na miejscu chyba? Wypadałoby chyba zapytać mnie czy może jej dać to ciastko? Ta pani też ma dziecko i nie wiem czy tak chętnie pozwala obcym częstować je różnym jedzeniem?
 A może to ja robię z igły widły? Przecież to tylko biszkopcik....

*oczywiście nie mówię tu o szaleńczym bieganiu, wrzaskach i piskach jakie można napotkać na placu zabaw, raczej każdy rodzic pilnuje swojego dziecka na tyle, żeby było ono w miarę spokojne, a druga osoba mogła skupić się na mszy.


Mooonik :)

p.s.
Córeczko - sprzątanie okruszków w obcym wózku, a następnie otrzepanie rączek przed podaniem "cześć" innej dziewczynce to było dzisiejsze mistrzostwo ;)